O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

piątek, 28 października 2016

Członkowie korespondenci piszą



KAJ: Info z Zapiecka (1)



Z dziejów beztroskiego ogrodnictwa


A było tak. Dwanaście, nie, trzynaście lat temu byłem zmuszony wybudować sobie dom pod Warszawą. Spieszyło mi się. Ledwie zdążyłem przed zimą. A sroga była! Zamieszkałem, nim podłączyli gaz. Dwieście pięćdziesiąt metrów kwadratowych ogrzewałem najmniejszym możliwym piecykiem, spalając w nim szalunki. Dwieście pięćdziesiąt metrów to dużo? A co - wybudowałem nam dwór. Dla nas i dzieci. Teraz dzieci poszły na swoje...

Pal licho kłopoty mieszkaniowe! Ja nie o tym.
Następnego roku porządkowałem działkę wokół domu. Porządnie, projekt od dobrego ogrodnika, a wykonanie moje. Ryłem w ziemi jak kret. Obok, czasami pojawiała się żona, jak ryjówka.

To wskutek jej (!) namowy posadziłem czerwoną renetę. Jeszcze mi dźwięczy w uszach: "będę ci piekła szarlotki".






To przez łakomstwo. Cztery lata temu reneta zaczęła owocować. Najpierw powoli, mniej więcej dziesięć kilo. Byłem zadowolony - starczyło dla nas i sąsiadów. 
W następnym roku podobnie, za to w trzecim sezonie prawie nic. Smuta. Znajomy ogrodnik skomentował: jak się nie wkłada, to się nie wyjmuje, w twoim wieku powinieneś wiedzieć. Czerwony w duchu ze wstydu, kupiłem sto kilo kurzaka i rozsypałem pod koroną.
Odwdzięczyła się.


Znajomi przestali odwiedzać, zero kontaktów. Nawet w przypadkowych spotkaniach ”na mieście” rozmowy zaczynają od zarzekania się, że renet mają „po pachy”.

A ja siedzę w kuchni i przerabiam.

KAJ



PS
Kilka miesięcy temu byłem na mszy u Dominikanów. Jest na Służewcu ogromna świątynia zaprojektowana przez natchnionego architekta. Odwzorowuje łódź obróconą dnem do góry. Na dziobie ołtarz, na rufie chór. W czasie mszy widziałem na własne oczy ogromnego orła, który przysiadł na ołtarzu. Wypełnił całe prezbiterium. Załamał skrzydła między gotyckimi wręgami łodzi, szare pióra srebrzyły się, odbijając światło reflektorów, ale naprawdę świeciły od środka. Spoglądał szaro-srebrny obojętnie, patrząc, w którą stronę odlecieć. Zamknąłem oczy, a gdy je otwarłem, już go nie było. Po co zamykałem oczy?!




(Tekst nadesłany przez KAJ'a)