O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

niedziela, 17 kwietnia 2016

Dzwoni do mnie Maurycy (36)*



O niebywałych pożytkach 
z migracji w obu kierunkach



 Coś takiego było w sygnale komórki, że zwyczajowe "cześć Maurycy" wymówiłem głosem ściszonym, jak ktoś, kto w czasie kazania pyta żonę, czy ma drobne na tacę. Miałem nosa, bo mój krewki przyjaciel w tym samym tonie zachęcił mnie, "żebym ruszył tyłek, bo Wkurzak przyprowadził mu do domu przecudny okaz KODupka".

Nie minęło parę minut, jak znalazłem się twarzą w twarz z gościem, którego światowość z wielką determinacją przebijała się przez trzydniowy zarost i gęste zarośla wokół podpuchniętych ust.
- Ralf - podał mi lewą rękę, ostrożnie manipulując prawą, w której trzymał szklankę o zapachu whisky.
- Pan Rafał Trzaskaliński miał na moim osiedlu wykład o dobrodziejstwach imigracji, to go zaprosiłem - wyjaśnił Jurek Wkurzak, znany również jako redaktor Wkurzak.
- Nie "o dobrodziejstwach imigracji", tylko "o dobrodziejstwach migracji" i nie Rafał tylko Ralf - sucho sprostował Trzaskaliński.
- Podobno Rafał, to jest Ralf, wie o migrantach więcej niż sami migranci - dorzucił Maurycy.
- Można tak bez ryzyka powiedzieć - wykazał odporność na ironię Trzaskaliński. - Podobnie jak Rafał Trzaskowski, natchnienie i nadzieja polskiej polityki, jestem absolwentem Kolegium Europejskiego w Natolinie i tak jak on byłem stypendystą w Oxfordzie i w paryskim Instytucie Unii Europejskiej ds. Badań nad Bezpieczeństwem.
- O kurwa! - wyrwało się z Wkurzaka.
- Jeszcze kropelkę? - zapytał Maurycy.
- A kto mnie odwiezie do domu? - podsunął szklankę gość.
- Pogotowie.
- No to za migrantów! - postawił na przekorę Trzaskaliński - Niech żyją uchodźcy!
- U siebie - dokończył Maurycy.

- Panowie pozwolą - przystąpił do rzeczy specjalista - że mówiąc o emigracji, ograniczę się do emigracji Polaków, która to emigracja ma dwa pozytywne aspekty, a nawet więcej, bo dwa i pół. Jako tania siła robocza, Polacy podnoszą bogactwo unijnych krajów zatrudnienia, a więc pośrednio całej Unii Europejskie. To zaś oznacza, że bogacieje i Polska, która w Unii leży.
- W istocie leży - mruknął Maurycy.
- Nigdy tego, kurwa, w ten sposób nie widziałem - potarł się po czole Wkurzak.
- Drugi pozytywny aspekt polega na tym, że emigrując, Polacy robią miejsce dla imigrantów. Imigrantów zaś mamy dwa główne rodzaje...
- Żydów i muzułmanów - kontynuował mruczenie Maurycy.
- NIech będzie, że Żydów i muzułmanów - popisał się słuchem mówca. - Polacy są zobowiązani odtworzyć przestrzeń życiową dla środowisk inteligenckich i twórczych, zmuszonych wraz z rodzinami opuścić kraj po wydarzeniach marcowych, a jeśli chodzi o muzułmanów uciekających spod bomb, to nikt lepiej nie wie od papieża Franciszka, jak mądrą i moralną rzeczą jest zapewnienie im u nas gościny, czyli mieszkań i środków do życia.
- Dotąd wszystko jasne - włączyłem się do obrad. - Mamy dwa aspekty, ale gdzie jest połówka?
- Ta połówka... - podrapał się po głowie Trzaskaliński. - Z grubsza biorąc, chodzi o to, że im więcej ksenofobów wyjedzie, tym łatwiej będzie nam zbudować społeczeństwo otwarte, zgodnie ze wskazówkami Jurka Sorosa, fundacji Batorego, Sławka Siurakowskiego i... co ja wam zresztą będę tłumaczył.
Co powiedziawszy wykładowca zsunął rękę z głowy i jął się drapać po wszystkim. Aż w końcu podrapał się po szklance i podstawił ją pod butelkę.

- Co do za-za-za-zalet imigracji - zamichnikował Trzaskaliński - to ideologię zostawię Trzaskowskiemu, a sam skupię się na praktyce. Załóżmy, że w takiej Polsce pojawi się milion i-i-imigrantów...
- Dolej mu - syknąłem do Maurycego - bo się zająka na śmierć.
Terapia okazała się o tyle niefortunna, że lektor przestał wprawdzie się jąkać, ale przestał również mówić i przestawił się na niepewny odbiór.
- Załóżmy, że w takiej Polsce pojawi się milion i-i-imigrantów - podjął za niego wątek Maurycy. - Będzie to miało absolutnie dobroczynny wpływ na polskie bezrobocie. Dziecko wie, że uchodźca musi jeść, spać, leczyć się, jeździć samochodem i mieć smartfona. A jego rodzina to nie pies i musi mieć to samo. Jednocześnie przykład ot, choćby takiej Szwajcarii, pokazuje, że afrykański i bliskowschodni uchodźca do pracy się nie kwapi, a jak się czasem kwapi, to niewiele umie. To ja się pytam, kto mu zbuduje dom i sfinansuje jego wymagania? Naturalnie, zrobi to Polak, ale ja się znowu pytam, kto Polakowi za tę robotę zapłaci?
- Polak! - odpowiedzieliśmy chórem, w którym zabrzmiał również Trzaskaliński.
- A z czego Polak zapłaci? - ciągnął Maurycy. - Z podatków. A skąd weźmie na podatki? Z dodatkowej pracy. A jak nie będzie pracy? To wyjedzie do roboty za granicę i zrobi miejsce dla nowego imigranta, tak jak to wyłożył nam Europejczyk Trzaskowski.
- Trzaskaliński.
- Jeden chuj! - zniecierpliwił się Wkurzak.
- A ile będzie roboty dla tłumaczy i nauczycieli - przejąłem inicjatywę. - Co muzułmański imigrant, to kupa dzieci, a dzieci muszą chodzić do szkoły. Międzynarodowe komisje od praw człowieka nigdy nie zgodzą się na wysyłanie dzieci uchodźców do szkół specjalnych; stąd poziom szkół publicznych porządnie się obniży. Uformuje się nowe pokolenie tanich robotników, niezdolnych do czegoś więcej jak tylko montaż dla krajów strefy euro. W konsekwencji, bezrobocie chwilowo się obniży, a Produkt Krajowy Brutto jeszcze po chińsku i Lewandowsku podrośnie.
- O o o! - odzyskał świadomość Trzaskaliński. - Widzę, że łapiecie.
- Jeszcze nie, ale zaraz złapiemy - poinformował gościa Maurycy i w trójkę wynieśliśmy go przed dom, gdzie już czekała zamówiona przez żonę Maurycego taksówka.



















Miałem świadomość, że czas był iść do siebie.
Mimo, że ledwie liznęliśmy sprawę nadzwyczajnych pożytków z wędrówek ludów, stamtąd tu i stąd gdziekolwiek.
Mimo, że Maurycy wyjął z barku butelkę Macallana i mniej więcej zachęcająco na nas zerkał.

Na zewnątrz było ni to sucho, ni to mokro, ni ciepło, ni zimno...
Zupełnie jak w polityce.



______________________________________ ___________________
*
(1) Maurycy został zaproszony przeze mnie do Klubu Kolonialnego Papugi Orinoko i logiczne jest, że zabrał ze sobą zapis rozmów, stanowiący dotąd treść blogu "Dzwoni do mnie Maurycy".
(2) Maurycemu należy się obecnie tytuł CCK (Czcigodny Członek Klubu). Nominację CCK wprowadziłem w związku z tradycyjnie dwuznacznym charakterem słowa "członek". Czytelnik łatwo zgadnie, że jeżeli zwrócę się do Maurycego słowami "szanowny CCK", a na jakiegoś Kijkowskiego z KODu zawołam "szanowny członku" - to nie będzie to ten sam rodzaj respektu.




piątek, 1 kwietnia 2016

ECHA Z MIASTA (2)


Przyszła wiosna. Jeszcze od drzwi otwartych ciągnie z zewnątrz, ale będzie lepiej. Chciałbym być więc w zgodzie z naturą, tą budzącą się i moją własną, czyli chciałbym być optymistą. Jeśli o Klub chodzi, to nie ma problemu, Nadieżda dała sobie radę, zrobiła porządki i zwołała dyskusję, pokazując członkom-korespondentom miejsce w kolejce do baru. Gorzej ze światem zewnętrznym.

Świat polski w sferze mediów jest taki jak wszędzie, czyli rozemocjonowany i przegadany. A nie dzieją się rzeczy ani oryginalne, ani nieprzewidziane. Bolek? No jasne, i co z tego? Niech zainteresowani rozbierają Go sobie z uwagą, jest w tym dobra lekcja naszej naiwności i świadectwo intencji naszych przeciwników. Także naiwności mojej w moim młodym wcieleniu: podejrzenia zakradły mi się do głowy w momencie zgłoszenia i przyjęcia kandydatury delikwenta na urząd prezydenta (proszę??). Ale to dawne dzieje. Trybunał? Ten systemowy bezpiecznik, kilkuosobowy oddział specjalny na wypadek, gdyby tryby postępu zaczęły zgrzytać w parlamencie? Skasować w ramach odchudzania biurokracji.

Większość dyskusji w sferze publicznej (a często i prywatnej) pokazuje jak dużo jest wśród nas nie tylko ignorantów, ale ludzi złej woli, lub, jak to należy mówić obecnie, w których Pan nie ma upodobania (co by znaczyło trochę, że to Pan jest winny). Nie ma spraw nie do rozwiązania wśród dyskutantów uczciwie podchodzących do rozmowy, ale widać zagrożony to dziś gatunek. Na dodatek sfera publiczna kieruje się swoimi prawami, które z uczciwością wiele wspólnego już nie mają. Dlatego lepiej, przynajmniej dla zdrowia, czytać różne ‘niszowe’ sieciowe publikacje, a rozmawiać w cztery oczy.

‘Duch czasów’ idzie swoim torem. Wiem, że ‘lawina bieg od tego zmienia’, ale kamieniami są też i ludzie nie angażujący się w publiczną krzątaninę i nie ma co się obawiać, że obudzą się z ręką w specyficznym miejscu. Obudzimy się tak czy inaczej, wszyscy krzątać się nie mogą bo byłoby jeszcze gorzej. Wysiłki Rejtanów naszych czasów mogą coś zmienić (pewnie już zmieniły), ale rezultat niekoniecznie będzie taki, o jaki Rejtanom chodzi. Ale dobrze, że są, zwłaszcza ci obdarzeni iskrą bożą. A są też i gawędziarze-nudziarze. Zawrotu głowy można dostać od ilości ekspertów analizujących i krytykujących posunięcia ‘graczy’ w polityce, naturalnie na tle szachownicy światowej, jakże by inaczej. Ja się w takie ‘gry’ bawię niechętnie, choćby z powodu podejrzanej ilości znawców wiedzy w końcu dość tajemnej. Różne historie miewają swoje drugie albo i trzecie dno, jednak warto sprawdzić najpierw, czy dno pojedyncze zadowalająco ich nie tłumaczy. Nic się już na świecie nie zdarza naturalnie, przez przypadek?

Dyskusja rozpoczęta w Klubie nie zostawia wątpliwości co do przyczyn obecnego stanu rzeczy; wystarczy spojrzeć na ilustracje. Ktoś nam to wszystko sprokurował? Nie można by tego wytłumaczyć powszechną laicyzacją, społecznym permisywizmem, ogólnym opuszczeniem demokratycznej poprzeczki jako normalną reakcją po masakrach dwudziestego wieku?

Można, a w morzu wielomiliardowej ludzkiej masy znajdą się popularyzatorzy i zwolennicy każdego gusła. Dorzućmy do tego równoboczny trójkąt prof.Wolniewicza (z 58 odcinka ‘głosu racjonalnego’), w którym wszyscy w rozmaitych rolach uczestniczymy. I niekoniecznie muszą to być skrajne przykłady myślowych aberracji – spójrzmy na przeciętną ludzką parę: on i ona różnią się między sobą? Różnią się więc też i ich społeczne role, które dziś, bardziej czy mniej świadomie, wszyscy uznajemy za anachronizm, podczas gdy jest to po prostu stan równowagi. Można go rozhuśtać, ale zbierzemy potem burzę. Wiosna zmian tu nie przyniesie: przesądy nie zmieniają się z dnia na dzień, zwłaszcza gdy są podtrzymywane pełną parą komunikacyjnych technologii – owo ‘duraczenie’, świadome czy nie, jest stale testowane choćby w formie reklam na wolnym rynku i tam widać jak jest skuteczne.



Natura radzi sobie z nami po swojemu. Kosa społecznego modelowania na modłę obecnie już właściwie powszechnie wyznawaną natknie się w końcu na swój kamień, bardziej lub mniej krwawy. Żal pewnie będzie kilku rzeczy, jak pół dowcipnie a pół serio wyznał prof.Bartyzel przyczynkiem ‘Europa zdycha jak stara prostytutka’ na portalu ‘prawy.pl’; ale cóż, wszystko się kiedyś kończy. Najlepiej więc będzie, gdy każdy spojrzy bystro na siebie i zrobi to, do czego ma talent i powołanie – a poszukanie ich w sobie to nasza najważniejsza lekcja do odrobienia.

‘Think and act locally’. Dosłownie i w przenośni.

Miało być optymistycznie, więc jest: to Pan Bóg kule poniesie. 


(Artykuł nadesłany przez Hugona.)