O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

czwartek, 24 marca 2016

Bruksela, 22 marca 2016 - 32 zabitych, 300 rannych

 
ISIS: "To, co nadchodzi, będzie jeszcze gorsze"     

 


 














W Klubie nikt tej nocy nie spał. Wystąpienia były ostre, opinie bardziej męskie niż zazwyczaj. 
 


Rozpuszczalnik:
Kiedy 30 lat temu przyjechałem do Francji, już po kilku miesiącach wiedziałem to wszystko, do czego dzisiaj powoli dochodzi europejska klasa polityczna, zesrana (zesr..., jeśli kto woli) ze strachu przed rządem światowym, sparaliżowana polityczną poprawnością, kłuta w zadek przez polityczno-gospodarcze lobbies i utrzymywana przy życiu przez tych samych sutenerów. Przewidziałem powstanie etnicznych ugrupowań politycznych, islamizację Europy i - co dopiero nastąpi - bunt rdzennej ludności, krwawe akty przemocy z obu stron i w końcu wojnę domową.

Trzeba zrozumieć kilka prostych spraw:
  1. że sprowadzanie do Europy milionów ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu, w większości muzułmanów, zostało zainicjowane przez wielki biznes, poszukujący coraz tańszej siły roboczej i całkowie obojętny na konsekwencje społeczne i cywilizacyjne;
  2. że import niewolników, jawnie i niejawnie, od początku cieszył się wsparciem idelogicznym i medialnym ze strony masonerii, światowej levicy finansowej, neoconów i neocohenów oraz wariatów, z łbami wypchanymi ideą jednej wspólnej religii i wielkiej podmiany społeczeństw (Le grand remplacement), mającej nadać całym narodom postać amorficznej masy metysów, zarządzanych przez żydowskich socjalistów (patrz rojenia Coudenhove-Kalergi'ego);
  3. że miała tym celom sprzyjać rozpowszechniona w całym świecie, pilnie strzeżona dwupartyjność (funkcjonująca według zasady bociana dziobał szpak), rządy skorumpowanych albo zidiociałych, dyspozycyjnych polityków, powszechna likwidacja kary śmierci (konieczna dla zapewnienia bezkarności autorom najcięższych przestępstw w służbie "rządu światowego"), tworzenie kolejnych wersji praw człowieka (niezbędnych do manipulacji ideami i oszukiwania odmóżdżonych owiec), zakładanie struktur ponadnarodowych typu UE, absolutna niechęć do zdrowej instytucji referendum, rozwój nowomowy, systematyczne posługiwanie się poprawnością polityczną jako środkiem opresji, etc. etc.
  4. że świadomie czy nieświadomie, nad destrukcją resztek cywilizacji chrześcijańskiej w Europie pracowali ostatni wielcy ludzie Kościoła, posługując się naiwnymi "Asyżami" i wykonując mnóstwo pseudoekumenicznych gestów, których skutki skurczyły się do przeprosin za chrześcijańską przeszłość;
  5. że nie istnieje żaden pokojowy i miłosierny islam; tu i ówdzie można napotkać wersję islamu, wyznawanego przez marginalne mniejszości religijne, ale prawie wszędzie mamy do czynienia z islamem agresywnym, który nie jest wyłącznie systemem religijnym, ale również systemem politycznym, prawnym i ekonomicznym, niezdolnym z powodów doktrynalnych znosić jakiejkolwiek liczącej się konkurencji;
  6. że, o ile do niedawna pierwsze pokolenie imigrantów było zajęte dorabianiem się, korzystaniem z wszelkiego rodzaju pomocy socjalnych i wieczornym przeżywaniem szczęścia wokół garnka z kuskusem, o tyle nowoprzybyli zaczynają od rewindykacji. Oczywiście, wszystko co mówię, ma charakter statystyczny.
Maurycy:
Jest jedna rzecz, której nikt na Zachodzie nie zauważa, a jeśli zauważa, to milczy. Gdyby terrorystami, tymi młodymi matołkami, którzy liczą na wdzięki 72 dziewic czekających na nich w raju, kierowała tylko nienawiść do narodów chrześcijańskich, sytuacja dałaby się z wielkimi trudnościami opanować. Co jednak wypełnia łby dżihadystów - to pogarda. Pogarda bez miary. Pogarda tym silniejsza, że historia była dla muzułmanów upokarzająca. Wszystko znaleźli u Greków, Rzymian i w starych cywilizacjach bliskowschodnich, a sami od wieków nie wnoszą prawie nic. Niczego nie produkują i, oprócz fatalizmu, nie rozwijają żadnej nowej filozofii, jeśli nie liczyć kultywowania zapiekłej nienawiści do "krzyżowców". Rośli w siłę, dopóki Europa pozwalała im na zagarnianie kolejnych resztek Rzymu i Bizancjum, a potem zajęli się już tylko piractwem i handlem niewolnikami.

Papuga Orinoko:
Maurycy, bądźmy sprawiedliwi. Musisz przyznać, że muzułmanie muzułmanom nierówni. Maurowie zostawili po sobie Alhambrę i imperialne miasta w Maroku. Arabowie bliskowschodni - technologię niezrównanej szabli damasceńskiej. Mieszkańcy Samarkandy i Buchary - zachwycającą architekturę religijną, a wszyscy razem ślady rozwiniętej administracji i zręczność w zarządzaniu wielkimi szlakami handlowymi. Turcy potrafili przez wieki wykazywać wielką tolerancję wobec innowierców na podbitych terenach...

Maurycy:
Wszystko to prawda. Mówi się o nich jednak, że po okresie renesansu powrócili do średniowiecza i trzeba było ropy naftowej, aby ludność Półwyspu Arabskiego mogła porzucić namioty i kozy, a wielbłądy zachować dla celów sportowych.
Wracam do sytuacji psychologicznej muzułmanina w Europie.
Wyobraźcie sobie, jak się czuje młody Mohammed, który nie ma ochoty na niskopłatną harówkę rodziców i często porzuca szkołę, decydując się kolejno na drobne kradzieże, grubsze przestępstwa i handel narkotykami. Wie, że nie dostanie się do rodziny europejskiej, a jeśli do niej wskoczy, to wyskoczy z własnej. Na niejasną ofertę asymilacji czy integracji odpowiada arogancko, a kiedy automatycznie dostanie obywatelstwo kraju, akceptuje je wyłącznie ze względów praktycznych. Z rodzicami rozmawia w ich dialekcie, przyczepia do balkonu antenę satelitarną z kanałami w swoim języku, żeni się z wielkim rabanem, jadąc z merostwa w orszaku wynajętych lamborghini i ferrari, po czym, złapany na kolejnym przestępstwie, wychodzi po paru miesiącach, bez uczucia wdzięczności dla debilki na stanowisku ministra sprawiedliwości i aktualnego prezydenta, który jest dla niego łaskawy, bo widzi w nim elektorat. I tak dalej i dalej, w serii zapętlonych w czasie, niewiele różniących się od siebie epizodów.

Papuga Orinoko:
Wielu imigrantów kończy studia, wielu pracuje jako lekarze i inżynierowie...

Maurycy:
Bez wątpienia, ale historia kraju osiedlenia nie jest ich historią, a los miejscowego narodu jest ich losem tylko w sensie materialnym. Przyszłość niczego nie zmieni, bo współwyznawców jest tak dużo, że zaczynają przeszkadzać. To sprawia, że nawet imigranci dobrze ustawieni w społeczeństwie, każdego dnia odnajdują swoje pochodzenie w spojrzeniach ludzi miejscowych, w pracy, metrze i na ulicy. Nawet jeśli są w stanie znosić tę sytuację, to ich urodzone już na miejscu dzieci widzą sprawy zupełnie inaczej; te dzieci nigdy nie pogodzą się z kondycją obywateli drugiej kategorii. Nawet jeśli słabo widoczna jest linia separująca ich od reszty.
Wspomnę jeszcze, że po czterystu latach obecności w obu Amerykach, Murzyni pozostają Murzynami. Mimo, że jest im łatwiej, bo Bóg białych jest ich Bogiem. Murzyni, potomkowie niewolników, mogą się wprawdzie domyślać swojego pochodzenia etnicznego, ale tyle przez wieki dali swojemu nowemu krajowi i taka jest tego kraju konstytucja, że mogą uznać go za swoją ojczyznę i w razie potrzeby za nią umrzeć. Nie jest to sytuacja muzułmanów w krajach chrześcijańskich - dla dzisiejszego imigranta prawdziwą ojczyzną pozostaje kraj, z którego przybył. Z jego tradycjami, obyczajami i religią.


Rozpuszczalnik:
Robi się ciekawie. Nie śpij, Wkurzak!


red. Wkurzak:
Barman, słyszał pan? Mam nie spać.


Rozpuszczalnik do barmana:
Więcej nas ma pragnienie.

Maurycy, po kwadransie:
Wszystko, co do tej pory powiedziałem, jest wstępem do rozdziału "Pogarda".
Żeby od banalnej wrogości przejść do prawdziwej nienawiści, zdolnej popchnąć do morderstw i akcji samobójczych, trzeba mieszanki zapalnej, której podstawowym składnikiem jest pogarda. Pogarda sprawia, że teren akcji staje się w podświadomości terrorysty Sodomą. Miejscem, gdzie smród rozkładu staje się nie do zniesienia. Miejscem skazanym na anihilację. Nie istnieje powód, aby odczuwać litość dla mieszkających tu dewiantów i bluźnierców. Wszelkie współczucie nie ma sensu.

Papuga Orinoko:
Nie wolno jednak zapominać, że prawie każdy zamachowiec czuł się żołnierzem Daesh. Mógł mieć w związku z tym motywacje odmienne od czysto psychologicznych.

Maurycy:
Naturalnie. Myślę, że sama nienawiść nie wystarczy, aby podjąć ryzykowne, często samobójcze działania. Nawet z jego komicznymi dla nas dziewicami, czekającymi na nadlatujące do raju kawałki kamikadze. Inną jednak jest motywacja zamachowca rozrywającego się w Iraku i zabijającego współwyznawców, a inna w Europie, gdzie na wykonywanie rozkazu nakłada się nienawiść i pogarda wobec miejscowego zepsucia.
Ten zamachowiec widzi nas tak:


I tak:


I tak:


Czy to ohyda tylko dla nich? Czy już tacy jesteśmy?...

Rozpuszczalnik:
Czy tacy już jesteśmy? Jest gorzej. To, co widać na obrazkach, jest w praktyce nową religią narzucaną nam przez rządzących światem synów diabła. Nie dosyć, że postawa Izraela wobec Arabów palestyńskich pozbawia każdego muzułmanina resztek nadziei na ślady uczciwości w polityce, to jeszcze wciska go w piasek potępienie Papieża dla wszystkich murów, z wyjątkiem murów w Izraelu, oraz bezwarunkowe poparcie Izraela przez dawniej chrześcijańską resztę świata. Nikt też nie ukarał i zapewne już nie postawi przed sądem bandytów, którzy na dziesiątki lat zdestabilizowali Bliski Wschód i Maghreb. Świadomość tego wywołuje pod turbanami coś więcej niż migrenę.

Nie mam zamiaru tłumaczyć muzułmańskich terrorystów ani opryszków podrzynających gardła ludziom, którzy dali im wcześniej żarcie, mieszkanie i papiery. Ale łatwiej byłoby zapewnić mieszanym społeczeństwom jakiś elementarny ład, gdybyśmy my sami nie byli tak beznadziejnie wstrętni. Czy byle muzułmanin zechce uznać za swój jakikolwiek kraj, w którym doznaje stałego wrażenia, że wszystko, co widzi w telewizji, w reklamie, na ulicy i w polityce - to stado kurew na majówce? W dodatku dziwek o niejasnej płci, wybranej z wielu ostatnio lansowanych.

Jest jeszcze jeden ważny aspekt sprawy. Prawie każdy zamachowiec z ostatnich lat był już wielokrotnie aresztowany za najróżniejsze przestępstwa. Gdyby w Unii Europejskiej działało prawo, a rzezimieszki siedziały za kratami w zgodzie z kodeksem karnym i zdrowym rozsądkiem, to przeciętny zamachowiec marzyłby dzisiaj w celi, że, kiedy za 10 lat wyjdzie na światło dzienne, to będzie miał wreszcie możliwość obejrzenia telewizji, nażarcia się do woli jedzeniem halal i szansę na znalezienie sobie narzeczonej płci przeciwnej.

Teraz ja wstawię do protokołu z posiedzenia obraz, który przedstawia przyszłość naszego "cywilizowanego" świata. Świata impotentów rządzonych przez łajdaków. Świata realnego, nie mającego nic wspólnego z marzeniem "postępowców" o miliardach łagodnych metysów, śpiewających wesoło przy pracy na polach, de facto należących do właścicieli widocznego na horyzoncie zamku, o wejściu pilnie strzeżonym i niełacińskich napisach.



red. Wkurzak:
Ostatnie dwa słowa.. Nie dałbym głowy, że unijni obłudnicy wyciągną z piasku głowy, a schowają w nim gołe dupy. Co do ostatecznego pokonania Daesh, to ja pozwolę sobie zapytać, spod jakich czapek wojskowych miałyby wylatywać rozkazy. Jeśli ktoś nie widział portrecików ministrów obrony Unii, niech się wpatrzy w obrazek, który pokażę. A tymczasem Europie potrzebne są jaja. Niech czcigodna pani moderatorka też przyjrzy się obrazkowi. Widać, że jeśli zechce na palcach policzyć te jaja, to da sobie radę bez trzeciej łapy, pardon, nóżki. Bardzo proszę panią Orinoko do niewykreślania ze stenogramu tych "jaj", bo gdyby unijne psiapsiółki (te nasze ministerki wojny) je miały, to sytuacja wyglądałaby inaczej. A nawet zupełnie inaczej.



Papuga Orinoko:
Zrobiło się jasno. Czas spać. Barman, do łóżka! Posprzątamy później.

piątek, 11 marca 2016

Koniec prywatki



Zima trwa w najlepsze, więc Gospodarz uszczelnił szpary w drzwiach a na okna  naciągnął całuny. Goście stali się senni. Głowy opadają na piersi, czasem w bok i z różnych miejsc dobiega chrapanie. Ten, czy ów otworzy czasem oko, spojrzy, zdziwi się co tu robi, oko zamknie i wraca tam gdzie był przed chwilą.
Nikomu nie chce się ruszyć szmatą. Przy barze muchy rozgrzebują resztki  i grzeją się w brudnym świetle żarówki. Robią to bez charakterystycznego dla nich wigoru. Nawet Papuga zamknęła dziób i zapadła w drzemkę.

Aby do wiosny!

środa, 2 marca 2016

   
   
Inkognito.(cd 22  lipca)

Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia
   Przemówienie Edwarda Gierka transmitowały głośniki umieszczone na latarniach wokół rynku i uliczce prowadzącej w górę do zamku. Blaszany dźwięk odbijał się od sędziwych murów i wracał trochę osłabiony, podkreślając dwugłosem wymowę osiągnięć Polskiej Reczypospolitej  Ludowej pod rządami partii.
   W przeddzień, dzieci z kolonii letniej wysprzątały plac i przyległe ulice z papierków i niedopałków, właściciele sklepików zmyli szyby wystaw, za które wstawili bukiety biało czerwonych goździków przepasanych okolicznościowymi szarfami i zmietli suchy gnój zalegający pomiędzy końskimi łbami bruku przed wejściem. Urząd miejski umieścił czerwone chorągiewki wszędzie tam, gdzie były uchwyty, a pobliski PGR przysłał malarzy, którzy pobielili wapnem krawężniki. Nad wjazdem z drogi na główny plac i na urzędzie umieszczono wielkie czerwone transparenty o ustalonej dziesięć lat temu treści: Niech Się Święci 22 Lipca. Czyste kolory rozjaśniły gburowatość łaciatych tynków i sprawiły, że zrobiło się wesoło.
Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia   Cztery razy w roku miasteczko odmieniało wygląd, w Zielone Świątki, Pierwszego Maja, Boże Ciało i 22 Lipca. Nie wiadomo, kiedy wyglądało piękniej. Proboszcz wysadzał się z ukwieconymi ołtarzami wokół niewielkiego rynku tak przemyślnie, że zwykle jeden z nich stawiał na tle wschodniego skrzydła komitetu miejskiego partii i kiedy wtrącał coś o wiecznym potępieniu, wierni wiedzieli, kogo miał na myśli. Aktyw, który w tych procesjach brał udział incognito, odbijał sobie Pierwszego Maja ustami sekretarza wszystkie straty wizerunkowe. Dygnitarz ten wskazując palcem niebo, mawiał o ciemnocie, jaką niesie zgniła tradycja. Nikt nie pomyślałby nawet, że pije do Boga, którego przecież nie ma, tak jak nie ma, rzecz jasna, diabła, tylko do proboszcza, który zamykał się w tych dniach na głucho w zakrystii po drugiej stronie rynku, aby nie oglądać swoich parafian tłumnie zebranych przed trybuną.

  Dzisiaj miasteczko było wymarłe. Znaczna część mieszkańców wykorzystując wolny od pracy dzień przepadła w swoich ogródkach i działkach, inni z pracowniczego obowiązku i własnej ciekawości udali się na centralne uroczystości w Hucie Bieruta. Był to największy pracodawca w okolicy, sława całej Częstochowy, co rok powiększający produkcję surówki i blach walcowanych o taki procent, że konkurencji na zgniłym Zachodzie robiło się ciemno przed oczami.
Dumę z osiągnięć Huty i jej wyższości nad innymi zakładami czuł każdy, a szczególnie Wacław Pański pozostawiony na straży rynku. Służbowego poloneza w kolorze beżowym ustawił w cieniu pod kościołem, otworzył wszystkie drzwi na oścież, odchylił oparcie fotela i przez nowiutką, jak cały samochód, panoramiczną szybę śledził wszelki ruch. Do pomocy przeznaczono mu trzech milicjantów, którzy czasami wychodzili z posterunku, obchodzili rynek i pobliskie uliczki, z powrotem niknęli w drzwiach obitych na biało pomalowaną blachą i siedzieli tam wystarczająco długo, aby, jak podejrzewał, wypić piwo. Zazdrościł im wtedy służby, bo upał mimo otwartych drzwi i cienia coraz bardziej doskwierał.
Znalezione obrazy dla zapytania kobiety prl foto
  Spoza budynku dworca autobusowego wyszła dziewczyna. Wacek rozpoznał w niej telefonistkę obsługującą centralę międzymiastową.
  Tydzień temu, gdy prowadził rozpoznanie w terenie przed dzisiejszym świętem, obowiązki zawiodły go na pocztę, w której zorganizował przed dwoma laty komórkę do badania korespondencji. Zanim wszedł do wydzielonego dla siebie pomieszczenia, aby zebrać informacje od kierownika, zauważył, że zerknęła na niego z ponad podliczanego raportu. Gdy zwrócił w jej stronę twarz, pochyliła się zbyt szybko, by dał się zwieść i zaszeleściła liczydłami. Nie miał wątpliwości, w ulotnym spojrzeniu zawarła prośbę i zachętę. Namieszała mu. Cały czas o niej myślał, nieuważnie słuchając, co kierownik poczty ma do powiedzenia.
   Uporczywe myśli. Podobnie miewał z niektórymi melodiami, na przykład ”Stańcie Łąki Umajone”. Wacek od lat nie był w kościele i dawno powinien zapomnieć wszystko, co tam w dzieciństwie usłyszał. Więcej, podczas ostatniego szkolenia stał się ateistą, przynajmniej to wpisywał w rubryce: wyznanie. Jednak ilekroć zabierał głos, żeby skrytykować kler, lub wyśmiać cuda w głowie słyszał organy i nieśmiertelne „Łąki Umajone”. Dokuczało mu to i przeszkadzało w karierze, ponieważ dla zachowania równowagi psychicznej o kościele się w ogóle nie wypowiadał. Przełożeni jego zachowanie traktowali jak nieszczerość, bo kiedy już rozmowa przechodziła w rejony ołtarza i wszyscy oczekiwali od niego deklaracji, robił to z takim zacietrzewieniem, jakby Pan Bóg był jego osobistym wrogiem i przez złośliwość mieszał mu w głowie. Nie pomagało mu to w karierze, ponieważ dwa lata wstecz, jakiś uczony wizytator napisał na jego ankiecie personalnej czerwoną kredką: zielonoświątkowiec i po tym słowie postawił duży znak zapytania.
Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia
   Teraz, przyjmując raport, pozornie zapomniał o spojrzeniu i dziewczynie. Jednak z tyłu głowy, jak gwóźdź w bucie tkwiła myśl, że dziewczyna o spojrzeniu uczennicy i ciele dorosłej kobiety powinna mu się do czegoś przydać. Wacek czuł, do czego, ale nie potrafił tego czucia wyłożyć w języku urzędowym. Taką właśnie myśl nazywał zagwozdką. Przez to wszystko nie wysłuchał dokładnie sprawozdania, chociaż po raz pierwszy, od kiedy się tym tu zajmował - była rewelacja. Kierownik mówił o swoim odkryciu z wypiekami na twarzy.
   Teodor Księżopolski, zwykły robotnik budowlany dostał list z Ameryki od jakiegoś prawnika, a w nim informację, że jego cioteczny brat - który tuż po referendum uciekł przed karzącą ręką ludowej sprawiedliwości – o czym wiedzieli wszyscy, dodał w myślach Wacek, zmarł, czyniąc go spadkobiercą. Oprócz oficjalnego pisma wykonanego po polsku na maszynie bez polskich znaków, w kopercie było dziesięć dolarów w dwóch piątkach i na cienkiej, jak bibułka karteczce ktoś dopisał drżącą ręką pozdrowienia. Wacek przyjrzał się jeszcze raz. Pod pozdrowieniami nie było podpisu.
   Są takie chwile w życiu, kiedy gubimy się w przypuszczeniach i wprawdzie wiemy, co chcemy osiągnąć, ale nie wiemy, jak. Każde dobre wyjście z takiej sytuacji wikła nas w okoliczności pozornie zgubne; ale jeśli się fakty uporządkuje logicznie i spojrzy z boku, da się w nich rozpoznać rozwiązanie, o jakie chodzi. Wacek odnalazł rozwiązanie. Pieniądze schował do portfela, z którego wyjął dolara dla kierownika. Listy kazał przepisać, kopie włożyć do akt, a oryginały dostarczyć adresatowi opatrując kopertę stemplem „Przesyłka została uszkodzona poza granicami PRL”. Następnie zażądał raportu o korespondencji Teodora Księżopolskiego z prawnikiem z Ameryki oraz wywiadu środowiskowego o nowej pracownicy poczty.
   Kierownik nie musiał zaglądać do akt, telefonistka była jego kuzynką i jak to w rodzinie, życzył jej jak najlepiej. Opowiedział wszystko, o szkole, pierwszej komunii, z kim się spotyka i kto wcześniej smalił cholewki. Znając ją nie od dziś, wiedział i tą wiedzą podzielił się z Wacławem Pańskim, że w niewielu dziedzinach może osiągnąć życiowy sukces i się nie stoczyć, a SB to dla niej najlepszy wybór. Chwilę dłużej zatrzymał się przy narzeczonym, który, gdy skończył technikum pił i rozrabiał, zanim nie poszedł do wojska. Taka miasteczkowa łajza. Teraz jak go nie ma, młoda uśmiecha się do listonosza, ale różnie o nim mówią i jest żonaty, w sumie nic dobrego, a kobieta w tym wieku potrzebuje oparcia, żeby się nie zmarnowała.
- Napiszcie to wszystko, po kolei - powiedział oschle. - Wyjeżdżam dziś wieczorem i muszę mieć komplet dokumentów.
Kierownik westchnął, pisanie nie było jego mocną stroną. Wacek uśmiechnął się, znał przyczynę westchnienia.
- Napiszcie – w głosie zabrzmiała zachęta – musicie się wprawiać. Wieczorem przyjadę i poprawię. Najlepiej siadajcie do maszyny od razu. Aaa i przyślijcie mi tą małą. 

   Wchodząc, tak ostrożnie nacisnęła klamkę, żeby ta nie wydała z siebie skrzypnięcia i równie cicho zamknęła drzwi. Stanęła na ich tle, prostując plecy. Wiedziała, że ma sylwetkę, która mężczyznom daje wiele do myślenia. Spojrzała. Siedział przy biurku i przeglądał notatki. Zbiło ją to z tropu. Wciągnęła bluzkę pod pasek spódnicy i wciągnęła brzuch, mocniej eksponując piersi. Zakołysała nimi. Na próżno. Chrząknęła. Nie podniósł wzroku, tylko gestem wskazał krzesło.
- Siadajcie – powiedział.
Usiadła z ociąganiem na samym brzeżku. Pomyślała, że nie wykąpała się przed pójściem do pracy.
   Inaczej to sobie wyobrażała. Kiedy spostrzegła go w drzwiach, zerknęła tak, aby ją zauważył. Zauważył. Zrobiła wtedy proszącą minę wypróbowaną wcześniej z dobrym skutkiem na chłopakach w szkole. Teraz też się sprawdziła, bo zaprosił ją do pokoju, do którego nie wolno było wchodzić sprzątaczce. Była ładna i tego była pewna. Niczego więcej. - Ale kazał przyjść i chce rozmawiać.
- Jejku – pomyślała po raz drugi – już mi się nie wywinie - i usiadła na krześle całą pupą.
Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia

Zamknął notatki w tekturowej teczce, zawiązał tasiemki i spojrzał na nią roztargnionym wzrokiem, jakby nie wiedział, co tu robi.
- A, to wy – powiedział. - Wezwałem was, bo mam propozycję. Zaczniemy od tego, że podpiszecie zobowiązanie do zachowania tajemnicy. Czy się zgodzicie ze mną, czy nie, nic, co teraz powiem, nie może wyjść poza nasz krąg.
Patrzyła w niego jak w obraz. Twarz wydała się jej bardziej męska niż narzeczonego, głos niższy, a język, którym się do niej zwracał, jak u nauczyciela w szkole. Spod wąskiego biurka wystawały nogi obute w bitelsówki, na których opierały się dżinsy, przyciągając wzrok swoją nowością. - Jejku – pomyślała z nabożnym podziwem – Wranglery!
  Takich ludzi widywała dotąd tylko w telewizji. Wymieniali uwagi, używając mądrych słów, przypalali Marlboro zapalniczkami pizoelektrycznymi, jeździli nowiutkimi polonezami ubrani w ciuchy z Peweksu, w ogóle wyglądali nieziemsko. Teraz jeden z nich pojawił się jak rycerz na białym koniu. Jej szansa na światowe życie. Zaparkował przed wejściem i wszedł od razu na zaplecze wytworny i elegancki. Zobaczyła go jeszcze raz, wieczorem. Czekał zgodnie z umową pod dworcem kolejowym. Pierwszy raz, ktoś taki na nią czekał. W samochodzie odbyła szkolenie, z którego zapamiętała niewiele, głównie to, że się ma ściśle stosować do poleceń. W końcu powiózł ją pod dom, a na pożegnanie położył dłoń na karku, w miejscu gdzie zaczynają się włosy i gładząc delikatnie skórę przy uchu, przypomniał, że ma się go słuchać zgodnie z podpisanym zobowiązaniem. Przytaknęła, kiwnąwszy głową i wtedy przeszył ją dreszcz, który trwał i trwał, a jego resztki wygasły dopiero następnego dnia przy śniadaniu.

   Wacek wiedział, że w miasteczku było niewielu figurantów, za to wszyscy dokładnie infiltrowani: ksiądz proboszcz, na którego donosiła gosposia, nauczyciel fizyki w szkole podstawowej śledzony przez dwóch innych nauczycieli i emerytowany oficer LWP w czasie wojny walczący na Zachodzie, któremu resort jeszcze w latach czterdziestych, gdy tylko wyszedł z więzienia, przeznaczył na żonę funkcjonariuszkę cechującą się naiwnością i urodą. Teraz doszedł Teodor Księżopolski, nic wielkiego i tak się zgłosi po paszport. Niby nie trzeba było nic więcej robić, jednak dzięki pozyskaniu Anity krąg informatorów się zamknął i uszczelnił, a miasteczko było bezpieczne jak nigdy.

Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia   Zanim zniknęła w drzwiach, zerknęła na samochód. Spojrzenia skrzyżowały się. Kołysząc bardziej niż dotąd biodrami, pokonała kilka schodków. Dało mu to do myślenia. Poczekał, aż milicjanci wyjdą z posterunku. Śledził ich, dopóki nie weszli z powrotem. Wtedy wysiadł, starannie zamknął auto i spokojnym krokiem udał się na pocztę.
  Skończył akurat wtedy, gdy rozległy się oklaski. Przejrzał  w małym lusterku, które poprzednio ostrożnie zdjął z biurka i postawił na podłodze, poczesał bujną czuprynę, poprawił baczki, głaszcząc oburącz policzki i strosząc je do przodu, zapiął suwak w spodniach i spojrzał na partnerkę. Leżała, jak ją zostawił cała w pąsach i awizach, które przeoczyła, opróżniając biurko. Pomógł wstać i po rycersku pocałował w usta. Wacek, gdy doznawał spełnienia, nie potrzebował karesów, zwykle drażniły go dziewczyny, gdy po wszystkim pchały się z nachalnymi pieszczotami. Kiedyś jednak na szkoleniu dowiedział się, że źródła informacji, które rokują na przyszłość, muszą być dowartościowane, na innym, że kobieta niespełniona groźniejsza jest niż wróg, więc teraz złożywszy obie te prawdy w całość, całował długo i namiętnie.
- Muszę wracać na stanowisko – powiedział – obowiązki wzywają. A wy – obrzucił surowym wzrokiem obfity biust, na którym szkliły się kropelki  potu – doprowadźcie to do porządku. Posprzątajcie. To nie może tak wyglądać. Odwiedzę was znów, za godzinę.
Anita rozpromieniła się.
- To zrobię panu herbatę.
Już chciał poprawić: nie panu, a towarzyszowi, ale rozmyślił się, „panu” brzmiało lepiej.

   Tymczasem przez miasteczko zaczęły jeden za drugim przejeżdżać nowiutkie berliety, pełne rozbawionych gości. Wacek siedząc na stanowisku, naliczył ich siedem. Zanim kurz opadł, pojawiły się fiaty, polonezy i trzy czarne wołgi. Gdy przejechała trzecia, wyjął ze schowka radiotelefon, wykręcił prefiks, numer i podał hasło. Meldunek zajął tylko chwilkę.
- Dalej zachowujcie czujność – usłyszał – antysocjalistyczne elementy nie śpią.

- Tak jest – powiedział w słuchawkę i nacisnął widełki. Przykrył aparat kurtką, zaczekał, aż milicjanci znów znikną w komisariacie, zamknął auto i udał się na pocztę po obiecaną herbatę.