O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

środa, 2 marca 2016

   
   
Inkognito.(cd 22  lipca)

Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia
   Przemówienie Edwarda Gierka transmitowały głośniki umieszczone na latarniach wokół rynku i uliczce prowadzącej w górę do zamku. Blaszany dźwięk odbijał się od sędziwych murów i wracał trochę osłabiony, podkreślając dwugłosem wymowę osiągnięć Polskiej Reczypospolitej  Ludowej pod rządami partii.
   W przeddzień, dzieci z kolonii letniej wysprzątały plac i przyległe ulice z papierków i niedopałków, właściciele sklepików zmyli szyby wystaw, za które wstawili bukiety biało czerwonych goździków przepasanych okolicznościowymi szarfami i zmietli suchy gnój zalegający pomiędzy końskimi łbami bruku przed wejściem. Urząd miejski umieścił czerwone chorągiewki wszędzie tam, gdzie były uchwyty, a pobliski PGR przysłał malarzy, którzy pobielili wapnem krawężniki. Nad wjazdem z drogi na główny plac i na urzędzie umieszczono wielkie czerwone transparenty o ustalonej dziesięć lat temu treści: Niech Się Święci 22 Lipca. Czyste kolory rozjaśniły gburowatość łaciatych tynków i sprawiły, że zrobiło się wesoło.
Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia   Cztery razy w roku miasteczko odmieniało wygląd, w Zielone Świątki, Pierwszego Maja, Boże Ciało i 22 Lipca. Nie wiadomo, kiedy wyglądało piękniej. Proboszcz wysadzał się z ukwieconymi ołtarzami wokół niewielkiego rynku tak przemyślnie, że zwykle jeden z nich stawiał na tle wschodniego skrzydła komitetu miejskiego partii i kiedy wtrącał coś o wiecznym potępieniu, wierni wiedzieli, kogo miał na myśli. Aktyw, który w tych procesjach brał udział incognito, odbijał sobie Pierwszego Maja ustami sekretarza wszystkie straty wizerunkowe. Dygnitarz ten wskazując palcem niebo, mawiał o ciemnocie, jaką niesie zgniła tradycja. Nikt nie pomyślałby nawet, że pije do Boga, którego przecież nie ma, tak jak nie ma, rzecz jasna, diabła, tylko do proboszcza, który zamykał się w tych dniach na głucho w zakrystii po drugiej stronie rynku, aby nie oglądać swoich parafian tłumnie zebranych przed trybuną.

  Dzisiaj miasteczko było wymarłe. Znaczna część mieszkańców wykorzystując wolny od pracy dzień przepadła w swoich ogródkach i działkach, inni z pracowniczego obowiązku i własnej ciekawości udali się na centralne uroczystości w Hucie Bieruta. Był to największy pracodawca w okolicy, sława całej Częstochowy, co rok powiększający produkcję surówki i blach walcowanych o taki procent, że konkurencji na zgniłym Zachodzie robiło się ciemno przed oczami.
Dumę z osiągnięć Huty i jej wyższości nad innymi zakładami czuł każdy, a szczególnie Wacław Pański pozostawiony na straży rynku. Służbowego poloneza w kolorze beżowym ustawił w cieniu pod kościołem, otworzył wszystkie drzwi na oścież, odchylił oparcie fotela i przez nowiutką, jak cały samochód, panoramiczną szybę śledził wszelki ruch. Do pomocy przeznaczono mu trzech milicjantów, którzy czasami wychodzili z posterunku, obchodzili rynek i pobliskie uliczki, z powrotem niknęli w drzwiach obitych na biało pomalowaną blachą i siedzieli tam wystarczająco długo, aby, jak podejrzewał, wypić piwo. Zazdrościł im wtedy służby, bo upał mimo otwartych drzwi i cienia coraz bardziej doskwierał.
Znalezione obrazy dla zapytania kobiety prl foto
  Spoza budynku dworca autobusowego wyszła dziewczyna. Wacek rozpoznał w niej telefonistkę obsługującą centralę międzymiastową.
  Tydzień temu, gdy prowadził rozpoznanie w terenie przed dzisiejszym świętem, obowiązki zawiodły go na pocztę, w której zorganizował przed dwoma laty komórkę do badania korespondencji. Zanim wszedł do wydzielonego dla siebie pomieszczenia, aby zebrać informacje od kierownika, zauważył, że zerknęła na niego z ponad podliczanego raportu. Gdy zwrócił w jej stronę twarz, pochyliła się zbyt szybko, by dał się zwieść i zaszeleściła liczydłami. Nie miał wątpliwości, w ulotnym spojrzeniu zawarła prośbę i zachętę. Namieszała mu. Cały czas o niej myślał, nieuważnie słuchając, co kierownik poczty ma do powiedzenia.
   Uporczywe myśli. Podobnie miewał z niektórymi melodiami, na przykład ”Stańcie Łąki Umajone”. Wacek od lat nie był w kościele i dawno powinien zapomnieć wszystko, co tam w dzieciństwie usłyszał. Więcej, podczas ostatniego szkolenia stał się ateistą, przynajmniej to wpisywał w rubryce: wyznanie. Jednak ilekroć zabierał głos, żeby skrytykować kler, lub wyśmiać cuda w głowie słyszał organy i nieśmiertelne „Łąki Umajone”. Dokuczało mu to i przeszkadzało w karierze, ponieważ dla zachowania równowagi psychicznej o kościele się w ogóle nie wypowiadał. Przełożeni jego zachowanie traktowali jak nieszczerość, bo kiedy już rozmowa przechodziła w rejony ołtarza i wszyscy oczekiwali od niego deklaracji, robił to z takim zacietrzewieniem, jakby Pan Bóg był jego osobistym wrogiem i przez złośliwość mieszał mu w głowie. Nie pomagało mu to w karierze, ponieważ dwa lata wstecz, jakiś uczony wizytator napisał na jego ankiecie personalnej czerwoną kredką: zielonoświątkowiec i po tym słowie postawił duży znak zapytania.
Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia
   Teraz, przyjmując raport, pozornie zapomniał o spojrzeniu i dziewczynie. Jednak z tyłu głowy, jak gwóźdź w bucie tkwiła myśl, że dziewczyna o spojrzeniu uczennicy i ciele dorosłej kobiety powinna mu się do czegoś przydać. Wacek czuł, do czego, ale nie potrafił tego czucia wyłożyć w języku urzędowym. Taką właśnie myśl nazywał zagwozdką. Przez to wszystko nie wysłuchał dokładnie sprawozdania, chociaż po raz pierwszy, od kiedy się tym tu zajmował - była rewelacja. Kierownik mówił o swoim odkryciu z wypiekami na twarzy.
   Teodor Księżopolski, zwykły robotnik budowlany dostał list z Ameryki od jakiegoś prawnika, a w nim informację, że jego cioteczny brat - który tuż po referendum uciekł przed karzącą ręką ludowej sprawiedliwości – o czym wiedzieli wszyscy, dodał w myślach Wacek, zmarł, czyniąc go spadkobiercą. Oprócz oficjalnego pisma wykonanego po polsku na maszynie bez polskich znaków, w kopercie było dziesięć dolarów w dwóch piątkach i na cienkiej, jak bibułka karteczce ktoś dopisał drżącą ręką pozdrowienia. Wacek przyjrzał się jeszcze raz. Pod pozdrowieniami nie było podpisu.
   Są takie chwile w życiu, kiedy gubimy się w przypuszczeniach i wprawdzie wiemy, co chcemy osiągnąć, ale nie wiemy, jak. Każde dobre wyjście z takiej sytuacji wikła nas w okoliczności pozornie zgubne; ale jeśli się fakty uporządkuje logicznie i spojrzy z boku, da się w nich rozpoznać rozwiązanie, o jakie chodzi. Wacek odnalazł rozwiązanie. Pieniądze schował do portfela, z którego wyjął dolara dla kierownika. Listy kazał przepisać, kopie włożyć do akt, a oryginały dostarczyć adresatowi opatrując kopertę stemplem „Przesyłka została uszkodzona poza granicami PRL”. Następnie zażądał raportu o korespondencji Teodora Księżopolskiego z prawnikiem z Ameryki oraz wywiadu środowiskowego o nowej pracownicy poczty.
   Kierownik nie musiał zaglądać do akt, telefonistka była jego kuzynką i jak to w rodzinie, życzył jej jak najlepiej. Opowiedział wszystko, o szkole, pierwszej komunii, z kim się spotyka i kto wcześniej smalił cholewki. Znając ją nie od dziś, wiedział i tą wiedzą podzielił się z Wacławem Pańskim, że w niewielu dziedzinach może osiągnąć życiowy sukces i się nie stoczyć, a SB to dla niej najlepszy wybór. Chwilę dłużej zatrzymał się przy narzeczonym, który, gdy skończył technikum pił i rozrabiał, zanim nie poszedł do wojska. Taka miasteczkowa łajza. Teraz jak go nie ma, młoda uśmiecha się do listonosza, ale różnie o nim mówią i jest żonaty, w sumie nic dobrego, a kobieta w tym wieku potrzebuje oparcia, żeby się nie zmarnowała.
- Napiszcie to wszystko, po kolei - powiedział oschle. - Wyjeżdżam dziś wieczorem i muszę mieć komplet dokumentów.
Kierownik westchnął, pisanie nie było jego mocną stroną. Wacek uśmiechnął się, znał przyczynę westchnienia.
- Napiszcie – w głosie zabrzmiała zachęta – musicie się wprawiać. Wieczorem przyjadę i poprawię. Najlepiej siadajcie do maszyny od razu. Aaa i przyślijcie mi tą małą. 

   Wchodząc, tak ostrożnie nacisnęła klamkę, żeby ta nie wydała z siebie skrzypnięcia i równie cicho zamknęła drzwi. Stanęła na ich tle, prostując plecy. Wiedziała, że ma sylwetkę, która mężczyznom daje wiele do myślenia. Spojrzała. Siedział przy biurku i przeglądał notatki. Zbiło ją to z tropu. Wciągnęła bluzkę pod pasek spódnicy i wciągnęła brzuch, mocniej eksponując piersi. Zakołysała nimi. Na próżno. Chrząknęła. Nie podniósł wzroku, tylko gestem wskazał krzesło.
- Siadajcie – powiedział.
Usiadła z ociąganiem na samym brzeżku. Pomyślała, że nie wykąpała się przed pójściem do pracy.
   Inaczej to sobie wyobrażała. Kiedy spostrzegła go w drzwiach, zerknęła tak, aby ją zauważył. Zauważył. Zrobiła wtedy proszącą minę wypróbowaną wcześniej z dobrym skutkiem na chłopakach w szkole. Teraz też się sprawdziła, bo zaprosił ją do pokoju, do którego nie wolno było wchodzić sprzątaczce. Była ładna i tego była pewna. Niczego więcej. - Ale kazał przyjść i chce rozmawiać.
- Jejku – pomyślała po raz drugi – już mi się nie wywinie - i usiadła na krześle całą pupą.
Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia

Zamknął notatki w tekturowej teczce, zawiązał tasiemki i spojrzał na nią roztargnionym wzrokiem, jakby nie wiedział, co tu robi.
- A, to wy – powiedział. - Wezwałem was, bo mam propozycję. Zaczniemy od tego, że podpiszecie zobowiązanie do zachowania tajemnicy. Czy się zgodzicie ze mną, czy nie, nic, co teraz powiem, nie może wyjść poza nasz krąg.
Patrzyła w niego jak w obraz. Twarz wydała się jej bardziej męska niż narzeczonego, głos niższy, a język, którym się do niej zwracał, jak u nauczyciela w szkole. Spod wąskiego biurka wystawały nogi obute w bitelsówki, na których opierały się dżinsy, przyciągając wzrok swoją nowością. - Jejku – pomyślała z nabożnym podziwem – Wranglery!
  Takich ludzi widywała dotąd tylko w telewizji. Wymieniali uwagi, używając mądrych słów, przypalali Marlboro zapalniczkami pizoelektrycznymi, jeździli nowiutkimi polonezami ubrani w ciuchy z Peweksu, w ogóle wyglądali nieziemsko. Teraz jeden z nich pojawił się jak rycerz na białym koniu. Jej szansa na światowe życie. Zaparkował przed wejściem i wszedł od razu na zaplecze wytworny i elegancki. Zobaczyła go jeszcze raz, wieczorem. Czekał zgodnie z umową pod dworcem kolejowym. Pierwszy raz, ktoś taki na nią czekał. W samochodzie odbyła szkolenie, z którego zapamiętała niewiele, głównie to, że się ma ściśle stosować do poleceń. W końcu powiózł ją pod dom, a na pożegnanie położył dłoń na karku, w miejscu gdzie zaczynają się włosy i gładząc delikatnie skórę przy uchu, przypomniał, że ma się go słuchać zgodnie z podpisanym zobowiązaniem. Przytaknęła, kiwnąwszy głową i wtedy przeszył ją dreszcz, który trwał i trwał, a jego resztki wygasły dopiero następnego dnia przy śniadaniu.

   Wacek wiedział, że w miasteczku było niewielu figurantów, za to wszyscy dokładnie infiltrowani: ksiądz proboszcz, na którego donosiła gosposia, nauczyciel fizyki w szkole podstawowej śledzony przez dwóch innych nauczycieli i emerytowany oficer LWP w czasie wojny walczący na Zachodzie, któremu resort jeszcze w latach czterdziestych, gdy tylko wyszedł z więzienia, przeznaczył na żonę funkcjonariuszkę cechującą się naiwnością i urodą. Teraz doszedł Teodor Księżopolski, nic wielkiego i tak się zgłosi po paszport. Niby nie trzeba było nic więcej robić, jednak dzięki pozyskaniu Anity krąg informatorów się zamknął i uszczelnił, a miasteczko było bezpieczne jak nigdy.

Znalezione obrazy dla zapytania prl fotografia   Zanim zniknęła w drzwiach, zerknęła na samochód. Spojrzenia skrzyżowały się. Kołysząc bardziej niż dotąd biodrami, pokonała kilka schodków. Dało mu to do myślenia. Poczekał, aż milicjanci wyjdą z posterunku. Śledził ich, dopóki nie weszli z powrotem. Wtedy wysiadł, starannie zamknął auto i spokojnym krokiem udał się na pocztę.
  Skończył akurat wtedy, gdy rozległy się oklaski. Przejrzał  w małym lusterku, które poprzednio ostrożnie zdjął z biurka i postawił na podłodze, poczesał bujną czuprynę, poprawił baczki, głaszcząc oburącz policzki i strosząc je do przodu, zapiął suwak w spodniach i spojrzał na partnerkę. Leżała, jak ją zostawił cała w pąsach i awizach, które przeoczyła, opróżniając biurko. Pomógł wstać i po rycersku pocałował w usta. Wacek, gdy doznawał spełnienia, nie potrzebował karesów, zwykle drażniły go dziewczyny, gdy po wszystkim pchały się z nachalnymi pieszczotami. Kiedyś jednak na szkoleniu dowiedział się, że źródła informacji, które rokują na przyszłość, muszą być dowartościowane, na innym, że kobieta niespełniona groźniejsza jest niż wróg, więc teraz złożywszy obie te prawdy w całość, całował długo i namiętnie.
- Muszę wracać na stanowisko – powiedział – obowiązki wzywają. A wy – obrzucił surowym wzrokiem obfity biust, na którym szkliły się kropelki  potu – doprowadźcie to do porządku. Posprzątajcie. To nie może tak wyglądać. Odwiedzę was znów, za godzinę.
Anita rozpromieniła się.
- To zrobię panu herbatę.
Już chciał poprawić: nie panu, a towarzyszowi, ale rozmyślił się, „panu” brzmiało lepiej.

   Tymczasem przez miasteczko zaczęły jeden za drugim przejeżdżać nowiutkie berliety, pełne rozbawionych gości. Wacek siedząc na stanowisku, naliczył ich siedem. Zanim kurz opadł, pojawiły się fiaty, polonezy i trzy czarne wołgi. Gdy przejechała trzecia, wyjął ze schowka radiotelefon, wykręcił prefiks, numer i podał hasło. Meldunek zajął tylko chwilkę.
- Dalej zachowujcie czujność – usłyszał – antysocjalistyczne elementy nie śpią.

- Tak jest – powiedział w słuchawkę i nacisnął widełki. Przykrył aparat kurtką, zaczekał, aż milicjanci znów znikną w komisariacie, zamknął auto i udał się na pocztę po obiecaną herbatę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.