O
przyjeżdżaniu, komentowaniu i niejakim światełku nadziei dla
Polski i Polaków rzecz krótka.
Zbyt
wiele nad tym przyjeżdżaniem to nie ma co się rozwodzić. Podobnie
jak z przebaczaniem, którego by nie było, gdyby nie było grzechu,
tak i nie byłoby przyjeżdżania bez wyjeżdżania. Pamięć ludzka
jest krótka i za rok - znowu to samo.
Bo też i miłe złego początki, jak powiedziała wiedźma nawlekana
na pal. Człowiek radośnie udaje się w cieplejsze miejsca, mało
tego, przepaja go radość, że już za parę kilometrów opuści
rejon zdziczałego chamstwa i wszechobecnej głupoty (to o ruchu
drogowym) i nawet nie pomyśli, że przykrość, związana z powrotem
w ten rejon zdziczałego… itd., jest dużo większa od chwilowej
radości, związanej z jego opuszczeniem.
Rzeczywiście,
powrót do Polski po parotygodniowej nieobecności to przeżycie w
pierwszej chwili bardzo przykre. Następnie znowu (w Warszawie) stają
przed oczami obrazy świadczące o szaleństwie inwestora
- utracjusza. Te parokilometrowe odcinki ośmiopasmowych szos,
prowadzące donikąd, urbanistyczne monstra nasadzone jedno na
drugim, wszechobecne, potwornej wielkości prześcieradła
pozawieszane na fasadach domów, zamalowane mordami o tym samym
półidiotycznym uśmiechu, Krakowskie Przedmieście robiące
wrażenie jakiegoś Legolandu (duch ulicy został zniszczony) czy w
końcu warszawskie Łazienki z betonowanymi uparcie alejkami. Ponad
sto lat żwirowych alejek to było za długo. Powód jest
najprawdopodobniej prosty - nie głupota, ale przebiegłość i
chciwość. Kto może pojąć, niech pojmuje. A może i duch
Krakowskiego kiedyś wróci? Tak jak wrócił duch Placu Zbawiciela
po usunięciu tej plastikowo-blaszanej maszkary. A ta obrzezana,
prożydowska blaszana niby-palma koło
byłej świątyni PZPR? Kiedy toto zniknie? A media?
|
Palma Judei |
Tak
jest, powrót do polskiej rzeczywistości to przeżycie ciężkie. I
ma rację KAJ, że skasował dostęp do mediów. Uczyniłem to samo,
ale przecież czasami coś się zobaczy i usłyszy. Na przykład
wczoraj, podczas oglądania transmisji z Konkursu Chopinowskiego,
przełączyłem z ciekawości i z własnej woli, na chwilę, na kanał
gdzie zdrajcy z tumanami odprawiali swoje nabożeństwo. Wrażenie,
jakby z oranżerii pełnej kwiatów weszło się
do zarzyganego pijackiego szynku. Uciekać od tego!!!
* * *
Jeśli
chodzi natomiast o komentowanie, to tu jestem w kropce. Z bardzo
nielicznymi wyjątkami, autorzy tekstów dążą do nawiązania
kontaktu z czytelnikiem lub słuchaczem. Chcą mu coś przekazać.
Komentarz obnaża nie autora tekstu komentowanego, ale komentatora.
Wykazuje bezlitośnie stopień zrozumienia tego, co chciał przekazać
autor. Fakt, bywają teksty tak niezrozumiałe,
że po prostu nie da się ich skomentować.
|
Komentarz rysunkowy do komentarzy pisanych |
Ale
w tekstach moich kolegów klubowych taki przypadek nie występuje. I
dlatego jestem w kropce. No bo jak tu komentować, kiedy o każdym
tekście najchętniej przegadałoby się z autorem do białego rana.
Poza tym, podobnie jak akt miłosny pomiędzy dwoma osobnikami
(koniecznie różnej płci) traci swój wszelki walor estetyczny, gdy
grubość prącia jest większa od grubości uda, tak samo komentarz
nie powinien być naroślą, przytłaczającą
tekst komentowany.
I tutaj zakręciła mi się łezka w oku. Był
taki jeden mistrz komentarza, niestrudzony szermierz liberalizmu,
który udzielał się na forach Najwyższego Czasu, a potem u
S.Michalkiewicza. Facet wyprodukował kilkanaście tysięcy postów z
komentarzami zawierającymi od dwu do trzech słów. Najpierw w
całości zamieszczał tekst a następnie swój komentarz. Były to
różne komentarze, np.: „o cholera!”, „no, no”, „coś
podobnego!”, „hohoho” i dalej w tym guście. W ogóle, tak
krótki komentarz stwarza wrażenie pełnego zrozumienia tekstu.
Przypomniał
mi się teraz, i na tym zakończę - o szansach następnym razem -
pewien tekst z grupy przemówień, przypisywanych Władysławowi
Gomułce. Miał on mianowicie powiedzieć:
„Sam
papież, wypowiadając się w sprawie wielkich sukcesów
gospodarczych naszego kraju, powiedział, cytuję: „Jezus
Maria!!!”. Koniec cytatu”.