Za
przyczyną Gardiena we wszystkich Jego wcieleniach stale jeszcze
tkwię jedną nogą na tamtym forum, z podsumowująco-poetycką
‘Zdradą Ewy’ na pożegnanie. Powinienem
chyba umieścić
mój wpis jako komentarz do tamtego tekstu,
który dla Autora okazał się być kładką do klubu, ale niech to
będzie rodzaj przywitania i jakiś przyczynek mnie określający.
Czy
Ewa zdradziła?
Odpowiedź mamy u źródła: Ewa zgodnie ze swoją
naturą poszła wskazanym szlakiem, a kierunek pokazaliśmy my,
mężczyźni, ‘bez
większego oporu dający się sprowadzić
do roli wycieraczki’. Bo przecież na trzymających rząd dusz
spoczywa
odpowiedzialność.
Niech
mi ktoś powie,
ilu
znalazł współczesnych mężczyzn nie lubiących kobiet w mini
(albo
i bez), spod
których szczerzą się majtki wielkości sznurówki. Konia z rzędem.
W
dżungli, w której żyjemy (Papuga pewnie potwierdzi), ‘każda
generacja po swojemu bzikuje’; nasza dorobiła się
fiksacji na temat równości i przekonania o wszechmocy naszego
mizernego gatunku. Nawet jak są w tych pomysłach pierwiastki
rozsądne czy nawet szlachetne, to z uwagi na idiocenie każdej idei
spopularyzowanej, giną w zaostrzającej się walce o postęp.
Ześlizgująca się do poziomu ulicy świadomość zbiorowa
wszystkich nas ochlapuje przynajmniej po kostkach, a nad tym bajorem
czuwają koryfeusze rzeczywistości stanowionej; bo skoro zwierzęta
dają się tresować, to czemu nie ludzie? Ale myślę, że tu
właśnie kryje się nadzieja (choć już nie dla nas): kolejna
pokoleniowa klęska. Jeśli praw naturalnych nie da się bezkarnie
gwałcić, to obecne fobie przeminą, jak minęły inne, po dwóch,
trzech generacjach i po iluś tam milionach ofiar (także
psychicznych). Może wyłoni się zupełnie coś innego, a może
rzeczywistość poradzi sobie na swój zwykły, codzienny sposób:
wszystko rozlezie się w szwach, bo ‘przecież nigdy jeszcze tak
nie było, żeby jakoś nie było’. Jeśli natomiast naturę
bezkarnie gwałcić można, to chyba będziemy mogli liczyć tylko na
cuda. Nie wykluczam, ale się nie znam. Posoborowy Kościół
(‘siadanie, wstawanie, bla-bla czytanie’) chyba nie jest
dla cudów sprzyjającym środowiskiem. Moja obecność na Błoniach
w Krakowie w 79-tym to był przede wszystkim manifest polityczny (a
trudno przecież kwestionować zasadność tamtego manifestu) i
pamiętam, że przeświadczenie o nieuchronnej zmianie było
wszechogarniające; ale czy to był cud – czy też podskórne prądy
niosły wpółuświadomione wieści o zbliżających się decyzjach?
Rzeczywistość da się opisywać na rozmaite sposoby. Najciekawiej
robią to artyści, ale trzeba pamiętać, że poza swoją działką,
gdzie ich Bóg pomazał, są to normalni ludzie, a często ludzie
głupsi. Talent w jednej dziedzinie jest rzeczą rzadką, cóż
dopiero w wielu dziedzinach naraz.
Czy
nam, Polakom, byłoby łatwiej, czy trudniej - w dużej mierze
jesteśmy tacy, jak nas widzą inni (‘un polonais...’), a w
poczuciu braku intelektualnego wysublimowania (a przecież taki brak
to często zaleta, rozum ludzki jest narzędziem niedoskonałym i
lepiej go nie przeciążać) zbyt wielu daje się zbyt łatwo
wypychać przed szereg. Ale wielu innych dostrzega i docenia własne
zalety i miłe odrębności, a czasem wręcz tylko umiejętność
zachowania zdrowego rozsądku. Nie my jedni w przerwach podczas walki
o byt spoglądamy na wzbierające tsunami, nie wiedząc co robić.
Ważne, by ludziom zostawiony był wybór i naprawdę niepokojące
objawy to próby kodyfikowania pożądanych zachowań – jak dotąd
tylko próby, oby tak zostało.
Nie
sięgając jednak aż tak daleko – dobrze, że pojawił się
matecznik z Nadieżdą, przynajmniej jest gdzie odpocząć. Drzemią
w nas pewnie podobne temperamenty, a Rozpuszczalnik ma jeszcze
talent, wiedzę i ochotę. Może uda się tutaj przeżyć terapię
wstrząsową, o ile jej w ogóle doczekamy.
Słuchamy
więc dalej.
(Artykuł nadesłany przez Hugo.)