Dzięki
telewizji satelitarnej mam dostęp do
dwóch polskich państwowych
mediów telewizyjnych, tj. do TVP
POLONIA i TVP INFO. Od kiedy Platforma Obywatelska odwróciła
się do POLONII tyłem,
a jej rząd przestał
płacić za
usługi,
kierownictwo kanału trzęsie
się z zimna pod starym kocem z
"bożej
podszewki"
i rozpaczliwie szuka,
co jeszcze
dałoby się wyciągnąć z zamrażarki
i odgrzać. W rezultacie,
na POLONII oglądam wyłącznie dziennik z TVP 1, przesunięty wobec
oryginału o pół godziny (z
rozweselającym efektem w postaci zapowiedzi debaty na POLONII
po jej zakończeniu na INFO).
Jeśli
nadałem tytułowi
formę pytania "Kto
oczyści media państwowe z bękartów po Gramscim?",
to dlatego, że
jak dotąd
żaden
reklamujący
się
prawicowością
rząd
nie uwolnił
mediów od levicowej
agentury i
jej kundli.
Z
samą
agenturą,
wysługującą
się
różnym
instancjom międzynarodowej
finansjery, "rządowi
światowemu",
a
lokalnie -
mniejszości
etnicznej plującej
na wieprzowinę,
sprawa
jest względnie
prosta
i
można
byłoby
ją
załatwić
przy pomocy uczciwie
wyjaśnionego, celnego kopa
w dolny
koniec
kręgosłupa.
Sytuacja
jest mniej
jasna
w przypadku całej
armii
telewizyjnych
bezkręgowców,
funkcjonujących
z
głową zadartą do góry. Jedni
z
nich dobrze
wiedzą,
kto trzyma kość ze
szpikiem, a drudzy
nie śpią
ze strachu, że
na
ich
politycznej
poprawności
są jeszcze jakieś skazy.
Karierowiczów
nie brak w żadnej telewizji światowej, ale
poza
służalczoścą
jest jeszcze kwestia stylu.
W
tym momencie muszę
złożyć
oświadczenie:
Jeżeli
Czytelnik nigdy nie musiał
wycierać
ekranu po spontanicznej reakcji na
ciężką
masową
feminizację
wszystkiego co da
się
widzieć
i słyszeć,
niech wyśle
swoją
kandydaturę
na
wysokie stanowisko
w Brukseli i
przestanie mnie
czytać.
A
ja
wracam do świata
paniuś
- prezenterek
dzienników,
prokuratorek
przesłuchujących
durnia, który
dał
się
namówić
na krzesełko
i
wreszcie
przepytywaczek
wędrownych,
którym
przed
kamerę
nieuchronnie
napatoczy
się
coś
w rodzaju
Palikota,
Millera czy
Nowackiej.
W
tym kontekście,
prezenterka
TVP 1 - to propagandowe osiągnięcie w skali światowej.
Ona
nie prowadzi
dyskusji i nie informuje;
ona
przesłuchuje,
"sprawdza",
poucza i
- jak w przypadku ostatniego
nabytku w postaci
Diany Rudnik - potępiająco
marszczy
brwi i wygraża widzowi
prawą ręką, podczas gdy trzymany przez nią długopis ma
wyraźnie
ochotę
uszkodzić
biurko.
Jest
coś
jeszcze - wymowa. Od
lat zadaję sobie pytanie, co zmieniło się w gardłach
Polek.
Medialne
i szołbiznesowe damy
nie tylko zaczęły artykułować nosowo napuchłe dźwięki, ale
również uparły się mieć
kłopoty z samogłoskami,
choćby
z "y",
wypieranym przez
bynajmniej nie polskie "e".
Czy
to gęganie stanowi jakiś polityczny
znak rozpoznawczy, jest wyrazem niechlujstwa,
skutkiem ubocznym chemii antykoncepcyjnej...
- nie mam pojęcia.
* * *
Jednym
z największych szkodników intelektualnych czasów nowożytnych był
Antonio Gramsci. Ten włoski komunista (martwy
od 1937 r.)
wcześnie
wyczuł,
że zwycięstwo rewolucji łatwiej
da
się osiągnąć w
drodze walki
kulturalnej
niż zbrojnej. Wystarczy według
niego zredefiniować
wartości i pojęcia kultury "burżuazyjnej", a
potem dodatkowo
pomieszać wyniki z proponowanym przez Marcuse'ego sparszywieniem
obyczajowości seksualnej, żeby stworzyć
nowego człowieka, wolnego od
złudzeń
patriotycznych, rodzinnych, chrześcijańskich i
wszelkich
innych, związanych
z tradycyjnym porządkiem
społecznym
i ekonomicznym.
Nosiciele
wyprodukowanej
przez Gramsci'ego
zarazy są liczni także dlatego, że nie muszą rzucać bomb, sypiać po lasach i
chować się w lokalach konspiracyjnych, ale przeciwnie -
w
razie dekonspiracji, mogą liczyć na nagrody i
odznaczenia ze strony międzynarodowych
fundacji, wysoko płatne wykłady na amerykańskich uniwersytetach i
doktoraty honoris causa.
Ilekroć
w
jakimkolwiek
kraju
system
polityczny
liberalizuje się
i traci immunologiczną
odporność
na
"siły
postępu",
natychmiast
dochodzi do dyskretnej
organizacji
struktur
neolewicowych. Metastazy
tego zrakowacenia są liczne, a w ich wyniku pojawia się
istotny elektoralnie wyznawca
Nowej Lewicy, zapatrzony w ideał ponadnarodowego społeczeństwa (w
którym zaniknie nawet pojęcie płci, jako ostatniej różnicy
między ludźmi).
Stosowny
model
został już
dawno temu przedstawiony
przez Coudenhove-Kalergi'ego:
"Człowiek w dalszej przyszłości będzie mieszańcem. (...) Ta euroazjatycko-negroidalna rasa przyszłości, podobna zewnętrznie do egipskiej, zastąpi różnorodność ludów różnorodnością osobowości. (…) Tylko żydowscy przywódcy socjalizmu są dzisiaj w stanie zniszczyć grzech pierworodny kapitalizmu, wyzwolić ludzkość od niesprawiedliwości, gwałtu i zależności, a świat pozbawiony grzechu przemienić w raj ziemski.".
Jasne?
Kto
chce, może sprawdzić
w unijnej spluwaczce zgodność delirium tego
ojca UE z coraz bardziej jasną
"europejską" linią
polityczną.
Czy
uwierzę
w uczciwe intencje jakiejkolwiek formacji politycznej, powołującej
się
na patriotyzm, jeśli
nie uzyskam pozytywnej odpowiedzi na następujące
testowe pytanie:
CZY NOWA FORMACJA POLITYCZNA UWOLNI RZĄDOWE MEDIA OD NOSICIELI CZERWONEJ, RÓŻOWEJ I TĘCZOWEJ ZARAZY?
Czy ja uwierzę?
Naturalnie, NIE!
A
Czytelnik?