O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

piątek, 11 września 2015

Wrażenia z przelotu samolotem




Dziecięcy nos przy szybie pociągu zostaje z nami na całe życie, nawet jeśli już nie siedzimy przy oknie, a dąb uciekający w lasu głąb zmienił się w mozaikę chmur, daleko pod nami. Taka wysokość zachęca do weryfikacji poglądów. Tego lata skorzystałem z okazji w wersji atlantyckiej, Kanada - Polska i z powrotem, i nie mogę powiedzieć, że nic się nie wydarzyło.




Na początek, ottawski komputer lotniskowy ʺlosowoʺ wybral mnie na obmacywanie. Nie bardzo wierzę ani w ten komputer, ani w ten los, ale też wybór mam jak w ruskiej (?) stołówce: mogę lecieć albo nie lecieć. Szukali, czy czasem czegoś nie ukryłem; wszak moja osobista historia (jak gdyby, kto trzeba, jej nie znał!) i wygląd wskazują na możliwość szmuglu lub/i zaawansowany terroryzm. ʺWy mi zaglądacie do kufrów i waliz, a ja w d... wywożę socjalizmʺ (Załucki, jak się mówiło ówcześnie na mieście). Po której stronie przelotu to onegdaj było? 

Na miejscu lato stulecia (a co najmniej lipiec). Aura beztroskiej kanikuły, na oko wszystko działa jak należy, nawet sprawniej w porównaniu z poprzednią wizytą. Budują i budują, malują i malują. Flagi polskie i unijne. Unijne i polskie. Stale jesteśmy za słabi na flagi polskie. Dał nam Pan odrębność, ale małą. 

Na mieście jak zwykle błyskotki - kraj zdaje się być chamowaty i kiczowaty. Zaimportowaliśmy z Zachodu dużo jego nienajlepszych cech, pozbawiając się entuzjastycznie wszystkiego, co polska tradycja a i ruski socjalizm (a tak, np. mecenat w kulturze) wytworzył dobrego. Po trzystu latach udało się nam z tego wypsnąć, a za nami wypsnął się i bolszewizm. Ładna historia. Pan ukarał nas spełnieniem naszych pragnień. 

Ekrany dźwiękowe przy drogach: potworność przecząca wszelkim zasadom projektowania architektury krajobrazu. Żółto-niebieskie wiadukty. Infantylne, byle jak poprzyczepiane blachy szyldów sklepowych, chyba że w ramach jakiegoś XXX-POLAND. Estetyka nie istnieje w obszarze publicznym od wieku, zmieniają się tylko formy brzydoty. Tylko stare ma urok, świat parszywieje, bo brzydnie i jest to proces naturalny. A może to tylko czas nie zdążył jeszcze upiększyć ludzkich wytworów? 

Mnóstwo ludzi niechlujnie fotografuje wszystko dookoła – miałoby to jakiś ponadczasowy sens? 

Przewaga formy, jak to na Zachodzie. A jednak w Polsce im głębiej, tym lepiej. Wolnym duchowo można być naturalnie w każdej sytuacji, ale jak nie dać się wpleść w pajęczynę prawną, pozostać wolnym fizycznie w otoczeniu, gdzie rzeczywiście każdy, kto płaci podatek, a nawet cokolwiek robi, jest winny? Wprowadzić prawo do ‘opt-out’ (nieuczestniczenia, rezygnacji z zobowiązań i korzyści), do jakby zmodernizowanego liberum veto w wersji osobistej? To pewnie utopia, więc lepiej obmyślić sobie jakąś własną skuteczną metodę, niezależnie od ustanowionych praw. Bo prawdziwa batalia, to ta o własną świadomość i tu każdy ma wciąż duże pole manewru. Wszystko poza tym, to statystyka i technologia. 

W internecie ciekawy pojedynek Brauna z Weissem – dobra ilustracja do ʺtylko prawda jest ciekawaʺ. Całkiem sympatyczne żydłaczenie Szewacha Weissa, zwłaszcza na tle dobitnej i ostro artykułowanej polszczyzny Grzegorza Brauna. Na tle polszczyzny prowadzących - już mniej. Grzegorz Braun jest obecnie najciekawszą postacią w polskiej polityce; śledzę jego wystąpienia z zainteresowaniem, choć nadal daję mu, po nocnych, na miejscu, Polaków rozmowach, 1-2 % głosów. Na szczęście, nie wyniki wyborcze stanowią o jego możliwościach. Głosuje plus minus połowa populacji i ten odsetek się zmniejsza. To dobry znak.



Przelot powrotny we wrażenia uboższy. Pewnie dlatego, że, wracając, ma się już inne oczekiwania. Komputery lotniskowe, te elektroniczne i te biologiczne, też jakby mniej zainteresowane.

Dzielę się tymi okruchami, podjadając miód ze spadzi iglastej, przywieziony prosto z pasieki.





(Artykuł nadesłany przez Hugona)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.