O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

niedziela, 13 września 2015

Mohery z mojej gminy



Dwadzieścia lat temu moja gmina, mimo że przylega do granic Warszawy była skandalicznie biedna. Złożyły się na to błędy socjalizmu, który jak to socjalizm, prowadził planową gospodarkę. Przewidział mianowicie, w tym miejscu amerykańskie uderzenie jądrowe w odwecie za zajęcie Kopenhagi i Cieśnin Duńskich, wobec czego wszelkie inwestycje trafiały kilka kilometrów dalej. Do niczego takiego ostatecznie nie doszło i gmina w całości ocalała, chociaż gdyby było inaczej i bomby spadły, wyglądałaby podobnie. Jeszcze kilka lat temu tutejszy krajobraz składał się z chat, nierzadko krytych strzechą, na wydmowatych wzniesieniach złociło się marne żyto, a w urodzajniejszych zagłębieniach zieleniała kapusta. Życiodajna kapusta, co by tu było, gdyby nie ona! Dzieci ze świata pisywały na kopertach: nazwisko, kod pocztowy, ulicę prawidłowo, a państwo adresata Kapustan. Listy zaś, jak gdyby nigdy nic, dochodziły.

Ale ja nie o tym, ja o moherach. Rolnicy, na swoich błotnych i piaszczystych zagonach toczyli żmudne życie, ledwo wiążąc koniec z końcem, a ich dzieci: inżynierowie, lekarze, urzędnicy, bo tak o nich na lewo i prawo opowiadali, zamieszkiwały w pobliskim mieście, nie przyznając się w nowym towarzystwie, skąd pochodzą, bo z Kapustanu wstyd.

Choć cały świat się zmieniał ze zdyszanym pośpiechem, to oni co dzień, bladym świtem, krowę w ogon i na pobliską łąkę. A tu lawina zdarzeń, okrągły stół, wybory, znowu wybory,Wałęsa odpada, aż któregoś dnia Polska przystępuje do NATO. Pierwsi zwietrzyli pieniądze deweloperzy i posiadacze kilku hektarów urośli ponad horyzont.

Nagle rodziny odzyskały spójność, młodzi zaczęli zaglądać do starych, a to w trosce o zdrowie, a to na urodziny, a nawet żeby ulżyć w pracy. Zatroszczyli się i dalsi krewni, frykasy na święta, pocztówki z życzeniami. A oni jak zwykle kolczykowaną już teraz w ogon i rankiem na pobliską łąkę.

Kiedy rozpoznali swoją sytuację, zaczęli się zrzucać się na kościół, plebanię i nie bacząc na sarkanie krewnych, z Włoch sprowadzili organy. I jak co dzień krowę w ogon...

W wyborach prezydenckich po trzech pilnowało każdej komisji. A nazajutrz krowę...

Garnitury i gumofilce...

i białoczerwona
i pielgrzymka
i różaniec.

Teraz zwąchały się miejscowe mohery z moherami napływowymi i od tej pory w mojej gminie zawsze wygrywa PiS i tak pozostanie, bo mohery w rodzinach nie cierpią odszczepieńców.

https://www.youtube.com/watch?v=e4dT8FJ2GE0

a link dodaję taki, bo tak mi się podoba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.