Szanowny
Prezesie,
Od
mojej ostatniej korespondencji minęły już trzy kwartały, więc
najwyższy czas napisać jakiś raport z miejscowości R., abyś nie
wyobrażał sobie, że nic w nim się nie dzieje. Jednak zanim
przejdę do newsów, uzupełnię wiedzę Twoją i przypadkowych
czytelników o wydarzenia, które przeszły jak burza przez gminę tuż przedtem, jak zawiesiłem na czas jakiś swoje sprawozdania.
Źrenica
demokracji gminnej, czyli referendum w sprawie odwołania wójta i
rady, zawiodła organizatorów tych wydarzeń na całej linii. Trudno
mi znaleźć
słowa,
które
mogłyby opisać ich stan po ogłoszeniu wyników w granicach błędu
statystycznego, a które nie byłyby wyświechtane lub prostackie –
stąd
poprzestanę
na "podkulonych
ogonach". Okazało
się, że do urn poszło znacznie mniej wyborców niż podpisało
manifest referendalny, a sporo spośród nich i tak zagłosowało za
pozostawieniem Wójta i rady w spokoju.
Choć
obiektywne wyniki podane w zimnych liczbach nie podlegają dyskusji,
to przyczyny ich wielkości w interpretacji stron są zasadniczo
różne. Zatem Wójt twierdzi, że odzwierciedlają one uznanie dla jego
katorżniczej pracy, a opozycja, że są wynikiem krętactwa ekipy
rządzącej. Wszyscy oni wykładają swoje prawdy z takim
przekonaniem, że gdybyś miał, mój Prezesie, komuś przyznać
rację, musiałbyś się rozdwoić.
Kochajmy się !
Niebawem opozycja
zniknęła na długie miesiące równie nagle, jak się objawiła,
wzburzone fale emocji opadły, a dla władz gminnych nastała era
spokoju, bo sejm w międzyczasie uchwalił ustawę o przedłużeniu
następnej kadencji do lat pięciu i zawarował, że Wójt będzie
mógł ją piastować dwukrotnie. Wszystkie te wydarzenia, jakkolwiek
w swojej istocie dramatyczne, ominęły w gminie władzę duchowną,
która wiedziona - wszystko jedno, czy instynktem czy mądrością -
wycofała się w porę z całej awantury, dając jednak wyraźnie do
zrozumienia, że z dwojga złego woli spokój z wypróbowanym Wójtem
i radą.
Taka postawa
została przyjęta z uznaniem przez mieszkańców R., ponieważ
święty spokój jest dla nich prawie tak ważny jak każdy
inny święty. Zaraz też na rocznicowej mszy, w dniu 1 września,
Proboszcz pochwalił dyskretnie Wójta, a czując wsparcie parafian,
powtórzył pochwałę w święto
11 listopada. W rewanżu, już w grudniu, został poproszony
do współorganizacji Wigilii na rynku miasteczka dla wszystkich
mieszkańców. Panowie wystąpili razem i jeden po drugim złożyli
życzenia świąteczne. Powiało zgodą. Przekonało to wielu,
jakkolwiek najwięksi sceptycy, którzy nie takie rzeczy na
szczytach władzy w miasteczku R. już widzieli, pozostali przy swoim.
Ostatni akord w
koncercie pokojowych posunięć odbył się tam, gdzie spór się
rozpoczął, a o wyciągnięte do zgody ręce można było się
potknąć. Celebrując tym razem Drogę Krzyżową, Proboszcz kazał
dźwigać krzyż o połowę lżejszy niż przed rokiem, a i trasa,
którą samorządowi wyznaczył, była krótsza. Ze swojej strony
Wójt, jak na doświadczonego dowódcę przystało, zabezpieczył
tyły do działań na terenie sacrum, w przeddzień mobilizując
wszystkich mężczyzn, zasiadających w radzie gminy, do udziału w
nabożeństwie i wspólnym niesieniu krzyża.
A dzisiaj, gdy ktoś
czyni mu zarzut, jakoby do ostatniej chwili powątpiewał w intencje
Proboszcza, odpowiada: "a skądże!".
(Tekst nadesłany przez KAJ'a,
członka korespondenta Klubu.)
Z prawdziwą ciekawością czekałam kolejnego odcinka "Info z Zapiecka".
OdpowiedzUsuńW świecie szaleją awantury polityczne, burze gospodarcze i zbrodnicze agresje, a tu, w miasteczku R. - również. Naturę mają podobną, ale skala już nie ta sama. Często się słyszy, że "małe jest piękne", ale ten pogląd wartości uniwersalnej nie ma. Bywa jednak, że "małe" wzrusza w sytuacji, kiedy od "dużego" każdą doświadczoną papugę mdli.
Źycie Zapiecka nie sprowadza się naturalnie do gier strategicznych i gierek taktycznych między "panem, wójtem a plebanem"; jest w nim miejsce na deszcz i pogodę, na zieleń bujną i asfaltową, na zapach desek świeżych i smołowanych i na wiele innych rzeczy i zjawisk, które jakże utalentowany KAJ, członek korespondent Klubu, ale również pisarz istniejący na tzw. rynku wydawniczym, obserwuje i opisuje na sobie właściwy sposób.
Na koniec chcę Czytelnika zapewnić, że zarówno miasteczko R. jak i KAJ istnieją naprawdę. Pragnąc to podkreślić, prezes Rozpuszczalnik zwrócił się do mnie z prośbą, abym jasno napisała, że KAJ nie jest redaktorem "Bieżących", że niczego nie rozpuszcza i że nie lata w powietrzu w chmurze kolorowych piór. Z przyjemnością tej prośbie czynię zadość. Chociaż... w kolorowych piórach też by mu pewnie było do twarzy.