O blogu
Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:
- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- Kolonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",
środa, 21 grudnia 2016
poniedziałek, 28 listopada 2016
Info z Zapiecka (2)
Drogi
prezesie,
Z przyjemnością przeczytałem Twoje blogi, w których zawarłeś opis świata wokół Ciebie. A tam dziwacznych postaci co niemiara; filozofowie i ulicznice, łajdacy i świętoszki. Każde z nich popadło w jakąś skrajność, z której niełatwo się wyspowiadać, a co dopiero wydobyć. Zagadką jest dla mnie, jak to robisz, że w takim towarzystwie udaje Ci się zachować bystrość sądu. Dlatego przesyłam kolejne info z Zapiecka, żeby dla odmiany pokazać świat o prostych regułach - równie jednak skomplikowany i kolorowy, choć dziś zatopiony w listopadowej sepii.
U mnie znacznie prościej. Każdy z mieszkańców mojego miasteczka wie od urodzenia, że za dobro należy się nagroda, a za zło kara. Najpierw ociec wypisywał to prawo rózgą na tyłku tak długo, póki nie zapisało się w duszy. Potem ksiądz proboszcz wygłaszał to samo ex cathedra, aż zapadło w pamięć. Ostatecznie, działanie tej świętej reguły weryfikowało życie. I stąd cała poniższa historia o zamieszaniu i rozterkach moralnych wśród obywateli miasteczka R.
KAJ, członek korespondent
Z przyjemnością przeczytałem Twoje blogi, w których zawarłeś opis świata wokół Ciebie. A tam dziwacznych postaci co niemiara; filozofowie i ulicznice, łajdacy i świętoszki. Każde z nich popadło w jakąś skrajność, z której niełatwo się wyspowiadać, a co dopiero wydobyć. Zagadką jest dla mnie, jak to robisz, że w takim towarzystwie udaje Ci się zachować bystrość sądu. Dlatego przesyłam kolejne info z Zapiecka, żeby dla odmiany pokazać świat o prostych regułach - równie jednak skomplikowany i kolorowy, choć dziś zatopiony w listopadowej sepii.
U mnie znacznie prościej. Każdy z mieszkańców mojego miasteczka wie od urodzenia, że za dobro należy się nagroda, a za zło kara. Najpierw ociec wypisywał to prawo rózgą na tyłku tak długo, póki nie zapisało się w duszy. Potem ksiądz proboszcz wygłaszał to samo ex cathedra, aż zapadło w pamięć. Ostatecznie, działanie tej świętej reguły weryfikowało życie. I stąd cała poniższa historia o zamieszaniu i rozterkach moralnych wśród obywateli miasteczka R.
KAJ, członek korespondent
rys.
Jacek Gawłowski
|
Przypadki anioła dobroci z R.
Jakiś czas temu rada gminy postanowiła przydzielić mieszkania w nowo wybudowanym budynku socjalnym. Odpowiednia komisja przygotowała listę, według uczciwych reguł należy dodać: sporządzoną rzetelnie. Nic dziwnego, rzecz się miała tuż przed wyborami i jeden drugiemu patrzył na ręce. Zaznaczam to nie dlatego, że po wyborach bywa tu inaczej, lecz żeby podkreślić, że tym razem na pewno było tak, jak trzeba.
Listę szczęśliwców wywieszono na tablicy ogłoszeń, na godzinę przed rozpoczęciem obrad. Postąpiono tak, aby emocje miały czas ustąpić. Mimo tego manewru, na szczelnie wypełnionej sali aż buzowało od zawiedzionych nadziei, akcentowanych głośno i z naciskiem
Ton nadawała dwudziestokilkuletnia kobieta z trzylatkiem w ramionach, narzekając wysokim głosem na zły los i nieczułość rady. Wykrzykiwała swoją krzywdę żałośliwie, aż słuchaczom łzy leciały z oczu, tak przy tym zręcznie używając słów ogólnie przyjętych za obelżywe, że ręce same składały się do oklasków. Czuć było, jak niechęć wobec urzędników stopniowo narasta, aż stała się tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
Pomoc kobiecie przyszła niespodzianie ze strony, której nikt by o to nie podejrzewał. Oto stary bloger, będący w opozycji do władz, poruszony wyraźnie do głębi nieszczęściem młodej matki, zaproponował, że przygarnie oboje pod swój dach, i matkę i pisklę. Tumult ucichł. Emocje opadły. Tu i ówdzie rozległ się szloch poruszonych do głębi kobiet. Mężczyznom odjęło mowę. Każdy z nich chętnie wziąłby do siebie dwudziestokilkuletnie nieszczęście na wysokich obcasach, o smukłych biodrach i zgrabnej pupie, mimo niewyparzonej gęby. Tak oto dobro zrodziło dobro i rozpleniło się w całym zgromadzeniu.
Dwa dni później, młoda dama zagnieździła się w domu blogera.
Na
tym powinienem skończyć, jednak historia ma dalszy ciąg, którego
nie sposób pominąć.
Trzy dni później na przepustkę z więzienia wyszedł partner... A może inaczej: trzy dni później do szpitala trafił bloger...
Trzy dni później na przepustkę z więzienia wyszedł partner... A może inaczej: trzy dni później do szpitala trafił bloger...
Spuśćmy
na to zasłonę miłosierdzia i opowiedzmy, co było dalej.
Dzień po powrocie pierwszego z nich do więzienia, a drugiego ze szpitala do domu, z innego więzienia na przepustkę wyszedł brat naszej Wenus. Dopadł blogera przy radiowozie... Znowu więzienie i szpital.
*
Wszyscy w miasteczku R. zachodzą teraz w głowę, jak to jest z tą karą i nagrodą.
Dzień po powrocie pierwszego z nich do więzienia, a drugiego ze szpitala do domu, z innego więzienia na przepustkę wyszedł brat naszej Wenus. Dopadł blogera przy radiowozie... Znowu więzienie i szpital.
*
Wszyscy w miasteczku R. zachodzą teraz w głowę, jak to jest z tą karą i nagrodą.
(Test nadesłany przez KAJ'a, członka korespondenta)
piątek, 28 października 2016
Członkowie korespondenci piszą
KAJ: Info z Zapiecka (1)
Z
dziejów beztroskiego ogrodnictwa
A
było tak. Dwanaście, nie, trzynaście lat temu byłem zmuszony
wybudować sobie dom pod Warszawą. Spieszyło mi się. Ledwie
zdążyłem przed zimą. A sroga była! Zamieszkałem, nim podłączyli
gaz. Dwieście pięćdziesiąt metrów kwadratowych ogrzewałem
najmniejszym możliwym piecykiem, spalając w nim szalunki. Dwieście
pięćdziesiąt metrów to dużo? A co - wybudowałem nam dwór. Dla nas i
dzieci. Teraz dzieci poszły na swoje...
Pal
licho kłopoty mieszkaniowe! Ja nie o tym.
Następnego
roku porządkowałem działkę wokół domu. Porządnie, projekt od
dobrego ogrodnika, a wykonanie moje. Ryłem w ziemi jak kret. Obok,
czasami pojawiała się żona, jak
ryjówka.
To
wskutek jej (!) namowy posadziłem czerwoną renetę. Jeszcze mi
dźwięczy w uszach: "będę ci piekła szarlotki".
To
przez łakomstwo. Cztery lata temu reneta zaczęła owocować.
Najpierw powoli, mniej więcej dziesięć kilo. Byłem zadowolony -
starczyło dla nas i sąsiadów.
W następnym roku podobnie, za to w
trzecim sezonie prawie nic. Smuta. Znajomy ogrodnik skomentował: jak
się nie wkłada, to się nie wyjmuje, w twoim wieku powinieneś
wiedzieć. Czerwony w duchu ze wstydu, kupiłem sto kilo kurzaka i
rozsypałem pod koroną.
Odwdzięczyła
się.
Znajomi
przestali odwiedzać, zero kontaktów. Nawet w przypadkowych
spotkaniach ”na mieście” rozmowy zaczynają od zarzekania się,
że renet mają „po pachy”.
A
ja siedzę w kuchni i przerabiam.
KAJ
PS
Kilka
miesięcy temu byłem na mszy u Dominikanów. Jest na Służewcu
ogromna świątynia zaprojektowana przez natchnionego architekta.
Odwzorowuje łódź obróconą dnem do góry. Na dziobie ołtarz, na
rufie chór. W czasie mszy widziałem na własne oczy ogromnego orła,
który przysiadł na ołtarzu. Wypełnił całe prezbiterium. Załamał
skrzydła między gotyckimi wręgami łodzi, szare pióra srebrzyły
się, odbijając światło reflektorów, ale naprawdę świeciły od
środka. Spoglądał szaro-srebrny obojętnie, patrząc, w którą
stronę odlecieć. Zamknąłem oczy, a gdy je otwarłem, już go
nie było. Po co zamykałem oczy?!
(Tekst
nadesłany przez KAJ'a)
niedziela, 17 kwietnia 2016
Dzwoni do mnie Maurycy (36)*
O niebywałych pożytkach
z migracji w obu kierunkach
Coś
takiego było w sygnale komórki, że zwyczajowe "cześć
Maurycy" wymówiłem głosem ściszonym, jak ktoś, kto w czasie
kazania pyta żonę, czy ma drobne na tacę. Miałem nosa, bo mój
krewki przyjaciel w tym samym tonie zachęcił mnie, "żebym
ruszył tyłek, bo Wkurzak przyprowadził mu do domu przecudny okaz
KODupka".
Nie
minęło parę minut, jak
znalazłem się twarzą w twarz z gościem, którego światowość z
wielką determinacją przebijała się przez trzydniowy zarost i
gęste zarośla wokół
podpuchniętych ust.
-
Ralf - podał mi lewą rękę, ostrożnie manipulując prawą, w
której trzymał szklankę
o zapachu whisky.
-
Pan Rafał Trzaskaliński miał na moim osiedlu wykład o
dobrodziejstwach imigracji, to go zaprosiłem - wyjaśnił Jurek
Wkurzak, znany również jako redaktor Wkurzak.
-
Nie "o dobrodziejstwach imigracji", tylko "o
dobrodziejstwach migracji" i nie Rafał tylko Ralf - sucho
sprostował Trzaskaliński.
-
Podobno Rafał, to jest Ralf, wie o migrantach więcej
niż sami migranci -
dorzucił Maurycy.
-
Można tak bez ryzyka powiedzieć - wykazał odporność na ironię
Trzaskaliński. - Podobnie jak Rafał Trzaskowski, natchnienie i
nadzieja polskiej polityki, jestem absolwentem Kolegium Europejskiego
w Natolinie i tak jak on byłem stypendystą w Oxfordzie i w paryskim
Instytucie Unii Europejskiej ds. Badań nad Bezpieczeństwem.
-
O kurwa! - wyrwało się z Wkurzaka.
-
Jeszcze kropelkę? - zapytał Maurycy.
-
A kto mnie odwiezie do domu? - podsunął szklankę gość.
-
Pogotowie.
-
No to za migrantów! - postawił na przekorę Trzaskaliński -
Niech żyją uchodźcy!
-
U siebie - dokończył Maurycy.
-
Panowie pozwolą - przystąpił
do rzeczy specjalista - że mówiąc o emigracji, ograniczę się do
emigracji Polaków, która to emigracja ma dwa pozytywne aspekty, a
nawet więcej, bo dwa i
pół. Jako tania siła robocza, Polacy podnoszą bogactwo unijnych
krajów zatrudnienia, a więc
pośrednio całej Unii Europejskie. To zaś
oznacza, że bogacieje i
Polska, która w Unii leży.
-
W istocie leży - mruknął
Maurycy.
-
Nigdy tego, kurwa, w ten sposób nie widziałem - potarł się po
czole Wkurzak.
-
Drugi pozytywny aspekt polega na tym, że emigrując, Polacy robią
miejsce dla imigrantów. Imigrantów zaś
mamy dwa główne rodzaje...
-
Żydów i muzułmanów - kontynuował
mruczenie Maurycy.
-
NIech będzie, że Żydów i muzułmanów - popisał
się słuchem mówca. - Polacy są zobowiązani odtworzyć przestrzeń
życiową dla środowisk inteligenckich i twórczych, zmuszonych wraz
z rodzinami opuścić kraj po wydarzeniach marcowych, a jeśli chodzi
o muzułmanów uciekających spod bomb, to nikt lepiej nie wie od
papieża Franciszka, jak mądrą i moralną rzeczą jest zapewnienie
im u nas gościny, czyli mieszkań i środków do życia.
-
Dotąd wszystko jasne -
włączyłem się do obrad. - Mamy dwa aspekty, ale gdzie jest
połówka?
-
Ta połówka... - podrapał
się po głowie Trzaskaliński. - Z grubsza biorąc, chodzi o to, że
im więcej ksenofobów wyjedzie, tym łatwiej będzie nam zbudować
społeczeństwo otwarte, zgodnie ze wskazówkami Jurka Sorosa,
fundacji Batorego, Sławka
Siurakowskiego i... co ja wam zresztą będę tłumaczył.
Co
powiedziawszy wykładowca zsunął rękę z głowy i jął się
drapać po wszystkim. Aż w końcu podrapał się po szklance i
podstawił ją pod butelkę.
-
Co do za-za-za-zalet imigracji - zamichnikował Trzaskaliński - to
ideologię zostawię Trzaskowskiemu, a sam skupię się na praktyce.
Załóżmy, że w takiej Polsce pojawi się milion i-i-imigrantów...
-
Dolej mu - syknąłem do Maurycego - bo się zająka na śmierć.
Terapia
okazała się o tyle niefortunna, że lektor przestał wprawdzie się
jąkać, ale przestał również mówić i przestawił się na
niepewny odbiór.
-
Załóżmy, że w takiej Polsce pojawi się milion i-i-imigrantów -
podjął za niego wątek Maurycy. - Będzie to miało absolutnie
dobroczynny wpływ na polskie bezrobocie. Dziecko wie, że
uchodźca musi jeść, spać, leczyć się, jeździć samochodem i
mieć smartfona. A jego rodzina to nie pies i musi mieć
to samo. Jednocześnie przykład ot, choćby takiej Szwajcarii,
pokazuje, że afrykański i bliskowschodni uchodźca do pracy się
nie kwapi, a jak się czasem kwapi, to niewiele umie. To ja się
pytam, kto mu zbuduje dom i sfinansuje jego wymagania? Naturalnie,
zrobi to Polak, ale ja się znowu pytam, kto Polakowi za tę robotę
zapłaci?
-
Polak! - odpowiedzieliśmy chórem, w którym zabrzmiał również
Trzaskaliński.
-
A z czego Polak zapłaci? - ciągnął Maurycy. - Z podatków. A skąd
weźmie na podatki? Z dodatkowej pracy. A jak nie będzie pracy? To
wyjedzie do roboty za granicę i zrobi miejsce dla nowego imigranta,
tak jak to wyłożył nam Europejczyk Trzaskowski.
-
Trzaskaliński.
-
Jeden chuj! - zniecierpliwił się Wkurzak.
-
A ile będzie roboty dla tłumaczy i nauczycieli - przejąłem
inicjatywę. - Co muzułmański imigrant, to kupa dzieci, a dzieci
muszą chodzić do szkoły. Międzynarodowe komisje od praw człowieka
nigdy nie zgodzą się na wysyłanie dzieci uchodźców do szkół
specjalnych; stąd poziom szkół publicznych porządnie się obniży.
Uformuje się nowe pokolenie tanich robotników, niezdolnych do czegoś
więcej jak tylko montaż dla krajów strefy euro. W konsekwencji,
bezrobocie chwilowo się obniży, a Produkt Krajowy Brutto jeszcze po
chińsku i Lewandowsku podrośnie.
-
O o o! - odzyskał świadomość Trzaskaliński. - Widzę, że
łapiecie.
-
Jeszcze nie, ale zaraz złapiemy - poinformował gościa Maurycy i w
trójkę wynieśliśmy go przed dom, gdzie już czekała zamówiona
przez żonę Maurycego taksówka.
Miałem
świadomość, że czas był iść do siebie.
Mimo,
że ledwie liznęliśmy sprawę
nadzwyczajnych pożytków z wędrówek ludów, stamtąd
tu i stąd gdziekolwiek.
Mimo, że Maurycy wyjął z barku butelkę Macallana i mniej więcej
zachęcająco na nas zerkał.
Na
zewnątrz było ni to sucho, ni to mokro, ni ciepło, ni zimno...
Zupełnie
jak w polityce.
______________________________________
___________________
*
(1) Maurycy został zaproszony przeze mnie do Klubu Kolonialnego
Papugi Orinoko i logiczne jest, że zabrał ze sobą zapis rozmów,
stanowiący dotąd treść blogu "Dzwoni do mnie Maurycy".
(2)
Maurycemu należy się obecnie tytuł CCK (Czcigodny Członek Klubu).
Nominację CCK wprowadziłem w związku z tradycyjnie dwuznacznym
charakterem słowa "członek". Czytelnik łatwo zgadnie, że
jeżeli zwrócę się do
Maurycego słowami "szanowny CCK", a na jakiegoś
Kijkowskiego z KODu zawołam
"szanowny członku" - to nie będzie to ten sam rodzaj
respektu.
piątek, 1 kwietnia 2016
ECHA Z MIASTA (2)
Przyszła
wiosna. Jeszcze od drzwi otwartych ciągnie z zewnątrz, ale będzie
lepiej. Chciałbym być więc w zgodzie z naturą, tą budzącą się
i moją własną, czyli chciałbym być optymistą. Jeśli o Klub
chodzi, to nie ma problemu, Nadieżda dała sobie radę, zrobiła
porządki i zwołała dyskusję, pokazując członkom-korespondentom
miejsce w kolejce do baru. Gorzej ze światem zewnętrznym.
Świat polski w sferze mediów jest taki jak wszędzie, czyli rozemocjonowany i przegadany. A nie dzieją się rzeczy ani oryginalne, ani nieprzewidziane. Bolek? No jasne, i co z tego? Niech zainteresowani rozbierają Go sobie z uwagą, jest w tym dobra lekcja naszej naiwności i świadectwo intencji naszych przeciwników. Także naiwności mojej w moim młodym wcieleniu: podejrzenia zakradły mi się do głowy w momencie zgłoszenia i przyjęcia kandydatury delikwenta na urząd prezydenta (proszę??). Ale to dawne dzieje. Trybunał? Ten systemowy bezpiecznik, kilkuosobowy oddział specjalny na wypadek, gdyby tryby postępu zaczęły zgrzytać w parlamencie? Skasować w ramach odchudzania biurokracji.
Większość dyskusji w sferze publicznej (a często i prywatnej) pokazuje jak dużo jest wśród nas nie tylko ignorantów, ale ludzi złej woli, lub, jak to należy mówić obecnie, w których Pan nie ma upodobania (co by znaczyło trochę, że to Pan jest winny). Nie ma spraw nie do rozwiązania wśród dyskutantów uczciwie podchodzących do rozmowy, ale widać zagrożony to dziś gatunek. Na dodatek sfera publiczna kieruje się swoimi prawami, które z uczciwością wiele wspólnego już nie mają. Dlatego lepiej, przynajmniej dla zdrowia, czytać różne ‘niszowe’ sieciowe publikacje, a rozmawiać w cztery oczy.
‘Duch czasów’ idzie swoim torem. Wiem, że ‘lawina bieg od tego zmienia’, ale kamieniami są też i ludzie nie angażujący się w publiczną krzątaninę i nie ma co się obawiać, że obudzą się z ręką w specyficznym miejscu. Obudzimy się tak czy inaczej, wszyscy krzątać się nie mogą bo byłoby jeszcze gorzej. Wysiłki Rejtanów naszych czasów mogą coś zmienić (pewnie już zmieniły), ale rezultat niekoniecznie będzie taki, o jaki Rejtanom chodzi. Ale dobrze, że są, zwłaszcza ci obdarzeni iskrą bożą. A są też i gawędziarze-nudziarze. Zawrotu głowy można dostać od ilości ekspertów analizujących i krytykujących posunięcia ‘graczy’ w polityce, naturalnie na tle szachownicy światowej, jakże by inaczej. Ja się w takie ‘gry’ bawię niechętnie, choćby z powodu podejrzanej ilości znawców wiedzy w końcu dość tajemnej. Różne historie miewają swoje drugie albo i trzecie dno, jednak warto sprawdzić najpierw, czy dno pojedyncze zadowalająco ich nie tłumaczy. Nic się już na świecie nie zdarza naturalnie, przez przypadek?
Dyskusja rozpoczęta w Klubie nie zostawia wątpliwości co do przyczyn obecnego stanu rzeczy; wystarczy spojrzeć na ilustracje. Ktoś nam to wszystko sprokurował? Nie można by tego wytłumaczyć powszechną laicyzacją, społecznym permisywizmem, ogólnym opuszczeniem demokratycznej poprzeczki jako normalną reakcją po masakrach dwudziestego wieku?
Można, a w morzu wielomiliardowej ludzkiej masy znajdą się popularyzatorzy i zwolennicy każdego gusła. Dorzućmy do tego równoboczny trójkąt prof.Wolniewicza (z 58 odcinka ‘głosu racjonalnego’), w którym wszyscy w rozmaitych rolach uczestniczymy. I niekoniecznie muszą to być skrajne przykłady myślowych aberracji – spójrzmy na przeciętną ludzką parę: on i ona różnią się między sobą? Różnią się więc też i ich społeczne role, które dziś, bardziej czy mniej świadomie, wszyscy uznajemy za anachronizm, podczas gdy jest to po prostu stan równowagi. Można go rozhuśtać, ale zbierzemy potem burzę. Wiosna zmian tu nie przyniesie: przesądy nie zmieniają się z dnia na dzień, zwłaszcza gdy są podtrzymywane pełną parą komunikacyjnych technologii – owo ‘duraczenie’, świadome czy nie, jest stale testowane choćby w formie reklam na wolnym rynku i tam widać jak jest skuteczne.
Świat polski w sferze mediów jest taki jak wszędzie, czyli rozemocjonowany i przegadany. A nie dzieją się rzeczy ani oryginalne, ani nieprzewidziane. Bolek? No jasne, i co z tego? Niech zainteresowani rozbierają Go sobie z uwagą, jest w tym dobra lekcja naszej naiwności i świadectwo intencji naszych przeciwników. Także naiwności mojej w moim młodym wcieleniu: podejrzenia zakradły mi się do głowy w momencie zgłoszenia i przyjęcia kandydatury delikwenta na urząd prezydenta (proszę??). Ale to dawne dzieje. Trybunał? Ten systemowy bezpiecznik, kilkuosobowy oddział specjalny na wypadek, gdyby tryby postępu zaczęły zgrzytać w parlamencie? Skasować w ramach odchudzania biurokracji.
Większość dyskusji w sferze publicznej (a często i prywatnej) pokazuje jak dużo jest wśród nas nie tylko ignorantów, ale ludzi złej woli, lub, jak to należy mówić obecnie, w których Pan nie ma upodobania (co by znaczyło trochę, że to Pan jest winny). Nie ma spraw nie do rozwiązania wśród dyskutantów uczciwie podchodzących do rozmowy, ale widać zagrożony to dziś gatunek. Na dodatek sfera publiczna kieruje się swoimi prawami, które z uczciwością wiele wspólnego już nie mają. Dlatego lepiej, przynajmniej dla zdrowia, czytać różne ‘niszowe’ sieciowe publikacje, a rozmawiać w cztery oczy.
‘Duch czasów’ idzie swoim torem. Wiem, że ‘lawina bieg od tego zmienia’, ale kamieniami są też i ludzie nie angażujący się w publiczną krzątaninę i nie ma co się obawiać, że obudzą się z ręką w specyficznym miejscu. Obudzimy się tak czy inaczej, wszyscy krzątać się nie mogą bo byłoby jeszcze gorzej. Wysiłki Rejtanów naszych czasów mogą coś zmienić (pewnie już zmieniły), ale rezultat niekoniecznie będzie taki, o jaki Rejtanom chodzi. Ale dobrze, że są, zwłaszcza ci obdarzeni iskrą bożą. A są też i gawędziarze-nudziarze. Zawrotu głowy można dostać od ilości ekspertów analizujących i krytykujących posunięcia ‘graczy’ w polityce, naturalnie na tle szachownicy światowej, jakże by inaczej. Ja się w takie ‘gry’ bawię niechętnie, choćby z powodu podejrzanej ilości znawców wiedzy w końcu dość tajemnej. Różne historie miewają swoje drugie albo i trzecie dno, jednak warto sprawdzić najpierw, czy dno pojedyncze zadowalająco ich nie tłumaczy. Nic się już na świecie nie zdarza naturalnie, przez przypadek?
Dyskusja rozpoczęta w Klubie nie zostawia wątpliwości co do przyczyn obecnego stanu rzeczy; wystarczy spojrzeć na ilustracje. Ktoś nam to wszystko sprokurował? Nie można by tego wytłumaczyć powszechną laicyzacją, społecznym permisywizmem, ogólnym opuszczeniem demokratycznej poprzeczki jako normalną reakcją po masakrach dwudziestego wieku?
Można, a w morzu wielomiliardowej ludzkiej masy znajdą się popularyzatorzy i zwolennicy każdego gusła. Dorzućmy do tego równoboczny trójkąt prof.Wolniewicza (z 58 odcinka ‘głosu racjonalnego’), w którym wszyscy w rozmaitych rolach uczestniczymy. I niekoniecznie muszą to być skrajne przykłady myślowych aberracji – spójrzmy na przeciętną ludzką parę: on i ona różnią się między sobą? Różnią się więc też i ich społeczne role, które dziś, bardziej czy mniej świadomie, wszyscy uznajemy za anachronizm, podczas gdy jest to po prostu stan równowagi. Można go rozhuśtać, ale zbierzemy potem burzę. Wiosna zmian tu nie przyniesie: przesądy nie zmieniają się z dnia na dzień, zwłaszcza gdy są podtrzymywane pełną parą komunikacyjnych technologii – owo ‘duraczenie’, świadome czy nie, jest stale testowane choćby w formie reklam na wolnym rynku i tam widać jak jest skuteczne.
Natura radzi sobie z nami po swojemu. Kosa społecznego modelowania na modłę obecnie już właściwie powszechnie wyznawaną natknie się w końcu na swój kamień, bardziej lub mniej krwawy. Żal pewnie będzie kilku rzeczy, jak pół dowcipnie a pół serio wyznał prof.Bartyzel przyczynkiem ‘Europa zdycha jak stara prostytutka’ na portalu ‘prawy.pl’; ale cóż, wszystko się kiedyś kończy. Najlepiej więc będzie, gdy każdy spojrzy bystro na siebie i zrobi to, do czego ma talent i powołanie – a poszukanie ich w sobie to nasza najważniejsza lekcja do odrobienia.
‘Think and act locally’. Dosłownie i w przenośni.
Miało być optymistycznie, więc jest: to Pan Bóg kule poniesie.
(Artykuł nadesłany przez Hugona.)
czwartek, 24 marca 2016
Bruksela, 22 marca 2016 - 32 zabitych, 300 rannych
ISIS:
"To, co nadchodzi, będzie jeszcze gorsze"
W Klubie
nikt tej nocy nie spał. Wystąpienia były ostre, opinie bardziej męskie niż zazwyczaj.
Rozpuszczalnik:
Kiedy 30 lat temu przyjechałem do Francji, już po kilku miesiącach wiedziałem to wszystko, do czego dzisiaj powoli dochodzi europejska klasa polityczna, zesrana (zesr..., jeśli kto woli) ze strachu przed rządem światowym, sparaliżowana polityczną poprawnością, kłuta w zadek przez polityczno-gospodarcze lobbies i utrzymywana przy życiu przez tych samych sutenerów. Przewidziałem powstanie etnicznych ugrupowań politycznych, islamizację Europy i - co dopiero nastąpi - bunt rdzennej ludności, krwawe akty przemocy z obu stron i w końcu wojnę domową.
Trzeba zrozumieć kilka prostych spraw:
- że sprowadzanie do Europy milionów ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu, w większości muzułmanów, zostało zainicjowane przez wielki biznes, poszukujący coraz tańszej siły roboczej i całkowie obojętny na konsekwencje społeczne i cywilizacyjne;
- że import niewolników, jawnie i niejawnie, od początku cieszył się wsparciem idelogicznym i medialnym ze strony masonerii, światowej levicy finansowej, neoconów i neocohenów oraz wariatów, z łbami wypchanymi ideą jednej wspólnej religii i wielkiej podmiany społeczeństw (Le grand remplacement), mającej nadać całym narodom postać amorficznej masy metysów, zarządzanych przez żydowskich socjalistów (patrz rojenia Coudenhove-Kalergi'ego);
- że miała tym celom sprzyjać rozpowszechniona w całym świecie, pilnie strzeżona dwupartyjność (funkcjonująca według zasady bociana dziobał szpak), rządy skorumpowanych albo zidiociałych, dyspozycyjnych polityków, powszechna likwidacja kary śmierci (konieczna dla zapewnienia bezkarności autorom najcięższych przestępstw w służbie "rządu światowego"), tworzenie kolejnych wersji praw człowieka (niezbędnych do manipulacji ideami i oszukiwania odmóżdżonych owiec), zakładanie struktur ponadnarodowych typu UE, absolutna niechęć do zdrowej instytucji referendum, rozwój nowomowy, systematyczne posługiwanie się poprawnością polityczną jako środkiem opresji, etc. etc.
- że świadomie czy nieświadomie, nad destrukcją resztek cywilizacji chrześcijańskiej w Europie pracowali ostatni wielcy ludzie Kościoła, posługując się naiwnymi "Asyżami" i wykonując mnóstwo pseudoekumenicznych gestów, których skutki skurczyły się do przeprosin za chrześcijańską przeszłość;
- że nie istnieje żaden pokojowy i miłosierny islam; tu i ówdzie można napotkać wersję islamu, wyznawanego przez marginalne mniejszości religijne, ale prawie wszędzie mamy do czynienia z islamem agresywnym, który nie jest wyłącznie systemem religijnym, ale również systemem politycznym, prawnym i ekonomicznym, niezdolnym z powodów doktrynalnych znosić jakiejkolwiek liczącej się konkurencji;
- że, o ile do niedawna pierwsze pokolenie imigrantów było zajęte dorabianiem się, korzystaniem z wszelkiego rodzaju pomocy socjalnych i wieczornym przeżywaniem szczęścia wokół garnka z kuskusem, o tyle nowoprzybyli zaczynają od rewindykacji. Oczywiście, wszystko co mówię, ma charakter statystyczny.
Maurycy:
Jest jedna rzecz, której nikt na Zachodzie nie zauważa, a jeśli zauważa, to milczy. Gdyby terrorystami, tymi młodymi matołkami, którzy liczą na wdzięki 72 dziewic czekających na nich w raju, kierowała tylko nienawiść do narodów chrześcijańskich, sytuacja dałaby się z wielkimi trudnościami opanować. Co jednak wypełnia łby dżihadystów - to pogarda. Pogarda bez miary. Pogarda tym silniejsza, że historia była dla muzułmanów upokarzająca. Wszystko znaleźli u Greków, Rzymian i w starych cywilizacjach bliskowschodnich, a sami od wieków nie wnoszą prawie nic. Niczego nie produkują i, oprócz fatalizmu, nie rozwijają żadnej nowej filozofii, jeśli nie liczyć kultywowania zapiekłej nienawiści do "krzyżowców". Rośli w siłę, dopóki Europa pozwalała im na zagarnianie kolejnych resztek Rzymu i Bizancjum, a potem zajęli się już tylko piractwem i handlem niewolnikami.
Papuga
Orinoko:
Maurycy, bądźmy sprawiedliwi. Musisz przyznać, że muzułmanie muzułmanom nierówni. Maurowie zostawili po sobie Alhambrę i imperialne miasta w Maroku. Arabowie bliskowschodni - technologię niezrównanej szabli damasceńskiej. Mieszkańcy Samarkandy i Buchary - zachwycającą architekturę religijną, a wszyscy razem ślady rozwiniętej administracji i zręczność w zarządzaniu wielkimi szlakami handlowymi. Turcy potrafili przez wieki wykazywać wielką tolerancję wobec innowierców na podbitych terenach...
Maurycy:
Wszystko to prawda. Mówi się o nich jednak, że po okresie renesansu powrócili do średniowiecza i trzeba było ropy naftowej, aby ludność Półwyspu Arabskiego mogła porzucić namioty i kozy, a wielbłądy zachować dla celów sportowych.Wracam do sytuacji psychologicznej muzułmanina w Europie.Wyobraźcie sobie, jak się czuje młody Mohammed, który nie ma ochoty na niskopłatną harówkę rodziców i często porzuca szkołę, decydując się kolejno na drobne kradzieże, grubsze przestępstwa i handel narkotykami. Wie, że nie dostanie się do rodziny europejskiej, a jeśli do niej wskoczy, to wyskoczy z własnej. Na niejasną ofertę asymilacji czy integracji odpowiada arogancko, a kiedy automatycznie dostanie obywatelstwo kraju, akceptuje je wyłącznie ze względów praktycznych. Z rodzicami rozmawia w ich dialekcie, przyczepia do balkonu antenę satelitarną z kanałami w swoim języku, żeni się z wielkim rabanem, jadąc z merostwa w orszaku wynajętych lamborghini i ferrari, po czym, złapany na kolejnym przestępstwie, wychodzi po paru miesiącach, bez uczucia wdzięczności dla debilki na stanowisku ministra sprawiedliwości i aktualnego prezydenta, który jest dla niego łaskawy, bo widzi w nim elektorat. I tak dalej i dalej, w serii zapętlonych w czasie, niewiele różniących się od siebie epizodów.
Papuga
Orinoko:
Wielu imigrantów kończy studia, wielu pracuje jako lekarze i inżynierowie...
Maurycy:
Bez wątpienia, ale historia kraju osiedlenia nie jest ich historią, a los miejscowego narodu jest ich losem tylko w sensie materialnym. Przyszłość niczego nie zmieni, bo współwyznawców jest tak dużo, że zaczynają przeszkadzać. To sprawia, że nawet imigranci dobrze ustawieni w społeczeństwie, każdego dnia odnajdują swoje pochodzenie w spojrzeniach ludzi miejscowych, w pracy, metrze i na ulicy. Nawet jeśli są w stanie znosić tę sytuację, to ich urodzone już na miejscu dzieci widzą sprawy zupełnie inaczej; te dzieci nigdy nie pogodzą się z kondycją obywateli drugiej kategorii. Nawet jeśli słabo widoczna jest linia separująca ich od reszty.Wspomnę jeszcze, że po czterystu latach obecności w obu Amerykach, Murzyni pozostają Murzynami. Mimo, że jest im łatwiej, bo Bóg białych jest ich Bogiem. Murzyni, potomkowie niewolników, mogą się wprawdzie domyślać swojego pochodzenia etnicznego, ale tyle przez wieki dali swojemu nowemu krajowi i taka jest tego kraju konstytucja, że mogą uznać go za swoją ojczyznę i w razie potrzeby za nią umrzeć. Nie jest to sytuacja muzułmanów w krajach chrześcijańskich - dla dzisiejszego imigranta prawdziwą ojczyzną pozostaje kraj, z którego przybył. Z jego tradycjami, obyczajami i religią.
Rozpuszczalnik:
Robi się ciekawie. Nie śpij, Wkurzak!
red.
Wkurzak:
Barman, słyszał pan? Mam nie spać.
Rozpuszczalnik
do barmana:
Więcej nas ma pragnienie.
Maurycy, po kwadransie:
Wszystko, co do tej pory powiedziałem, jest wstępem do rozdziału "Pogarda".Żeby od banalnej wrogości przejść do prawdziwej nienawiści, zdolnej popchnąć do morderstw i akcji samobójczych, trzeba mieszanki zapalnej, której podstawowym składnikiem jest pogarda. Pogarda sprawia, że teren akcji staje się w podświadomości terrorysty Sodomą. Miejscem, gdzie smród rozkładu staje się nie do zniesienia. Miejscem skazanym na anihilację. Nie istnieje powód, aby odczuwać litość dla mieszkających tu dewiantów i bluźnierców. Wszelkie współczucie nie ma sensu.
Papuga
Orinoko:
Nie wolno jednak zapominać, że prawie każdy zamachowiec czuł się żołnierzem Daesh. Mógł mieć w związku z tym motywacje odmienne od czysto psychologicznych.
Maurycy:
Naturalnie. Myślę, że sama nienawiść nie wystarczy, aby podjąć ryzykowne, często samobójcze działania. Nawet z jego komicznymi dla nas dziewicami, czekającymi na nadlatujące do raju kawałki kamikadze. Inną jednak jest motywacja zamachowca rozrywającego się w Iraku i zabijającego współwyznawców, a inna w Europie, gdzie na wykonywanie rozkazu nakłada się nienawiść i pogarda wobec miejscowego zepsucia.Ten zamachowiec widzi nas tak:
I tak:
I tak:
Czy to ohyda tylko dla nich? Czy już tacy jesteśmy?...
Rozpuszczalnik:
Czy tacy już jesteśmy? Jest gorzej. To, co widać na obrazkach, jest w praktyce nową religią narzucaną nam przez rządzących światem synów diabła. Nie dosyć, że postawa Izraela wobec Arabów palestyńskich pozbawia każdego muzułmanina resztek nadziei na ślady uczciwości w polityce, to jeszcze wciska go w piasek potępienie Papieża dla wszystkich murów, z wyjątkiem murów w Izraelu, oraz bezwarunkowe poparcie Izraela przez dawniej chrześcijańską resztę świata. Nikt też nie ukarał i zapewne już nie postawi przed sądem bandytów, którzy na dziesiątki lat zdestabilizowali Bliski Wschód i Maghreb. Świadomość tego wywołuje pod turbanami coś więcej niż migrenę.
Nie mam zamiaru tłumaczyć muzułmańskich terrorystów ani opryszków podrzynających gardła ludziom, którzy dali im wcześniej żarcie, mieszkanie i papiery. Ale łatwiej byłoby zapewnić mieszanym społeczeństwom jakiś elementarny ład, gdybyśmy my sami nie byli tak beznadziejnie wstrętni. Czy byle muzułmanin zechce uznać za swój jakikolwiek kraj, w którym doznaje stałego wrażenia, że wszystko, co widzi w telewizji, w reklamie, na ulicy i w polityce - to stado kurew na majówce? W dodatku dziwek o niejasnej płci, wybranej z wielu ostatnio lansowanych.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt sprawy. Prawie każdy zamachowiec z ostatnich lat był już wielokrotnie aresztowany za najróżniejsze przestępstwa. Gdyby w Unii Europejskiej działało prawo, a rzezimieszki siedziały za kratami w zgodzie z kodeksem karnym i zdrowym rozsądkiem, to przeciętny zamachowiec marzyłby dzisiaj w celi, że, kiedy za 10 lat wyjdzie na światło dzienne, to będzie miał wreszcie możliwość obejrzenia telewizji, nażarcia się do woli jedzeniem halal i szansę na znalezienie sobie narzeczonej płci przeciwnej.
Teraz ja wstawię do protokołu z posiedzenia obraz, który przedstawia przyszłość naszego "cywilizowanego" świata. Świata impotentów rządzonych przez łajdaków. Świata realnego, nie mającego nic wspólnego z marzeniem "postępowców" o miliardach łagodnych metysów, śpiewających wesoło przy pracy na polach, de facto należących do właścicieli widocznego na horyzoncie zamku, o wejściu pilnie strzeżonym i niełacińskich napisach.
red.
Wkurzak:
Ostatnie dwa słowa.. Nie dałbym głowy, że unijni obłudnicy wyciągną z piasku głowy, a schowają w nim gołe dupy. Co do ostatecznego pokonania Daesh, to ja pozwolę sobie zapytać, spod jakich czapek wojskowych miałyby wylatywać rozkazy. Jeśli ktoś nie widział portrecików ministrów obrony Unii, niech się wpatrzy w obrazek, który pokażę. A tymczasem Europie potrzebne są jaja. Niech czcigodna pani moderatorka też przyjrzy się obrazkowi. Widać, że jeśli zechce na palcach policzyć te jaja, to da sobie radę bez trzeciej łapy, pardon, nóżki. Bardzo proszę panią Orinoko do niewykreślania ze stenogramu tych "jaj", bo gdyby unijne psiapsiółki (te nasze ministerki wojny) je miały, to sytuacja wyglądałaby inaczej. A nawet zupełnie inaczej.
Papuga
Orinoko:
Zrobiło się jasno. Czas spać. Barman, do łóżka! Posprzątamy później.
Subskrybuj:
Posty (Atom)