O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Info z Zapiecka (4)


 

Szanowny Prezesie,

Zauważyłem, że w dwudziestym pierwszym wieku czas przyspieszył i bystro płynie jak nigdy. Nie wiem jak z nim jest u Ciebie, ale u mnie leci jak wściekły. Najpierw w jednej chwili minął miesiąc od czasu mojej poprzedniej korespondencji, a teraz patrzę: już tydzień od Twoich zgryźliwych uwag na temat Papieża Franciszka i Jego wizyty w Królestwie Szwecji. Nie chcę wytykać, że umknęło Ci chyba, kto tam był zaproszony, a kto zapraszał.

Nawet u mnie w gminie, jeśli się przyjmuje gościa, to honor nakazuje zrobić to jak najbardziej okazale. Dom posprzątać, odświeżyć, pozamiatać ścieżki, do komitetu powitalnego przyjąć osoby godne, przyzwoicie odziane, trzeźwe, umiejące się wysłowić gładko i na temat. Przygotować toasty i kwiaty. Gdybym opowiedział komukolwiek z miasteczka R, jaki despekt spotkał Ojca Świętego wśród Szwedów, nikt by nie uwierzył. Z zamierzchłych opowiadań rodzinnych i widomych śladów w naszym kościele wszyscy wiedzą, że to lud chciwy i prymitywny. Ale żeby upaść aż tak nisko?

Dlatego Tobie do wiadomości, a Szwedom ku nauce napiszę parę słów o przyjmowaniu ważnych gości na uroczystościach w mojej gminie.





Uroczystości w miasteczku R.


Każdy mieszkaniec gminy R. doskonale sobie zdaje sprawę, że gości zaprasza się z jakiejś okazji. Oczywiście, nie obca jest ta wiedza dygnitarzom: wójtowi i jego zastępcy, przewodniczącemu gminnej rady, proboszczowi oraz osobom piastującym ważne funkcje - dyrektorom szkół, instytucji kulturalnych i spółek gminnych. Hierarchia jest najważniejsza. Na górze Wójt i ks. Proboszcz, w tej kolejności lub odwrotnej; poniżej - przewodniczący rady, a rozmaici dyrektorzy na samym dole. Dla wszystkich to rozróżnienie jest jasne. Od urodzenia mieszczanin z R. wie, który kogut górniej pieje i z jakiego klucza.

Tak więc, jeśli zwykły zjadacz chleba ogranicza się do obchodzenia uroczystości prywatnych, to dygnitarze mają już większe zobowiązania. Wójt uczestniczy w uroczystościach państwowych i gminnych; oczywiście nie sam, bo wraz z nim wszyscy, którzy cokolwiek znaczą. Rzecz jasna, nie ma żadnej listy obecności, tym bardziej, że każdy stara się pokazać w doborowym towarzystwie. Jednak, jeśli już ktoś naprawdę nie może przybyć, wystarczy, że poda ważny powód, który od razu jest przyjmowany za dobrą monetę.

W gminie, ktokolwiek by nie zapraszał, to i tak gospodarzem jest Wójt. Czyni to w sposób naturalny, na przykład przepuszcza wszystkich przodem, aż grupka, w której przybył, nie przekroczy progu. Niepotrzebny jest regulamin - Wójt stoi i trzyma drzwi, w które jako pierwszy wchodzi ks. Proboszcz, potem starsze panie, następnie podlotki płci pięknej, a dopiero po nich pozostali dygnitarze. Taka konfiguracja wydaje się mieszkańcom R. oczywista. Odzwierciedla ona odwieczną harmonię bytów i siły działające w naturze: oto Wójt zasiada pośrodku, w pierwszym rzędzie, tuż obok Proboszcza, i jest otoczony radnymi, dyrektorami i działaczami różnych szczebli, unaoczniając w ten sposób biblijną prawdę, że ostatni stają się pierwszymi.



 






Poproszony pięknie, Wójt idzie na scenę i przemawia. Najpierw pada kilka składnych zdań o okolicznościach święta, a potem śliczności o organizatorach i gościnnym środowisku złotego wieku. Wszystko z głowy i z serca. Dlatego, nawet jeśli Wójt dzień dziadka pomyli z dniem kobiet, nikt mu tego nie wytyka, bo raz, że zapracowany, a dwa, co się ceni, że kobiety mu widać bliższe.

Zwykle po Wójcie zabiera głos ks. Proboszcz, zapraszając do modlitwy i błogosławiąc zgromadzonych, choć wielu wśród nich schizmatyków i ateuszy. Wielką z tego satysfakcję czerpią panie emerytki, dla których dochodzi do połączenia przyjemnego z pożytecznym, kiedy odstępcy, ze złożonymi rękami na podołkach i międlący wargami w rytm egzorcyzmu, kornie pochylają głowy, przyjmując Ducha Świętego.


* * *

Widzowi z boku wydawać by się wtedy mogło, że są to dwa teatry, jeden na scenie, drugi na widowni. Nic bardziej złudnego. Dzieje się jeden, zamknięty w zaklętym kręgu, w którym każdy jest widzem i aktorem, odbiorcą i twórcą. Tak długo, jak grzeczność jednych wobec drugich tego wymaga.




PS. Sam powiedz Prezesie: co kosztowało Szwedów, aby zachować się przyzwoicie?

Pozdrawiam Szanowną Papugę i Ciebie w równym stopniu.
KAJ




Test nadesłany przez KAJ'a, członka korespondenta. 
Uwaga, znalezione w sieci zdjęcie pochodzi z Parafii Św. Jadwigi Królowej w Gorlicach. Fotografia dobrze oddaje nastrój posiedzeń w miasteczku R., które – acz realnie istnieje - pragnie chwilowo pozostać w cieniu.

Moderatorka Orinoko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.