Szanowny
Prezesie,
Przeczytałem
ostatnie "Bieżące" i ze zmieszanymi uczuciami usiadłem
do pisania ("zmieszanymi" - to
nie błąd; byłem raczej zmieszany niż wstrząśnięty).
Jak
można, sam Prezesie powiedz, w sytuacji niżu demograficznego
publikować zdjęcie damy, odstręczające młodzież męską od
prokreacji.
500+, dłuższe urlopy macierzyńskie, wielki wysiłek
gmin budujących przedszkola, wszystko wniwecz, bo komuś się
zachciało wyzłośliwić pod adresem Trumpa. Niechcący, jak sądzę,
przyczyniasz się do depopulacji, która jest zmorą dla naszej
pięknej ojczyzny.
Udajmy
jednak, że tego zdjęcia nie ma - za to zwróć uwagę, mój drogi
Prezesie, jak niezwykle plączą się losy tego świata z życiem w
miasteczku R. Przewielebny Prałat, proboszcz największej parafii,
osobistość władcza, okrągła i porywcza, zawarł dopiero co unię
przeciw władzy świeckiej z Wielebnym proboszczem parafii
sąsiedniej z tego samego dekanatu, człowiekiem uczonym, o
delikatnym wejrzeniu, pięknym głosie i talencie do śpiewu.
Mieszkańcy kręcą głowami, bo już czują, że wyniknie z tego
tylko zamieszanie, a święta za pasem.
Sam
widzisz, jak to jest - tam wojna i tu wojna. W Syrii Trump bombarduje
Putina w starciu szlachetnych zasad z brutalną siłą o globalny
prymat, a u nas Proboszcz następuje na Wójta z tych samych
względów. I nie jest to zwykły spór o inwestyturę, jak ten,
który tysiąc lat temu rozgrzewał Europę. Bo choć przeszłym i
obecnym antagonistom przyświecają podobne cele, jego dzisiejsza
istota jest znacznie bardziej skomplikowana. Tak bardzo, że zanim
Wójt zorientował się w sytuacji, już był w defensywie.
Wojna
o inwestyturę w miasteczku R.
Na
wstępie pragnę zaznaczyć, że wojna w miasteczku R. wybuchła nie
z powodu krwiożerczości uczestników. Przeciwnie, mieszkańcy R. to
ludzie spokojni tak dalece, że reagują gniewem tylko wtedy, gdy
ktoś naruszy ich spokój. A to niełatwe zadanie, ponieważ
granicząc z wielkim miastem widzieli już niejedno i zdążyli się
uodpornić na największe dziwactwa. Tym razem jednak, jak zwykle,
zło przyszło z zewnątrz, chytrze ukryte w ustawie o reformie
oświaty i podparte projektem ustawy o metropolii.
Po
uchwaleniu przez radę gminy właściwych praw likwidujących
gimnazjum poprzez wcielenie go do istniejącej szkoły podstawowej,
Wójt w zupełnie innej sprawie zadzwonił do Proboszcza. Rozmowa
trwała krótko. Jego Przewielebność oświadczyła, że nie czuje
się na siłach, żeby uczestniczyć w tradycyjnym przedświątecznym
spotkaniu, zwanym gdzie indziej śledzik, a w miejscowości R.
jajeczko, i z tego
powodu składać życzeń Wójtowi nie będzie. Trudno teraz
jednoznacznie orzec, czy Wójt domyślił się w czym zawinił, czy
nie; pewnym jest natomiast, że poczuł się nieswojo.
Zaraz
potem grupa mieszkańców stale niezadowolonych zaczęła zbierać
podpisy w sprawie odwołania Wójta i gminnej rady, pod wymyślonym
pretekstem, jakoby oba te organy chciały włączyć gminę i
miasteczko R. do pobliskiego wielkiego miasta. Łączę te dwa
wydarzenia, ponieważ, jak donieśli ludzie zorientowani, trzyosobowy
trzon opozycji zasiadać zaczął w pierwszych ławach kościoła
parafialnego i wraz z trójcą nowo nawróconych oponentów odbywać
rekolekcje u proboszcza. Teraz, gdy tajne stało się jawne i gdy
wszyscy zastanawiali się nad odpowiedzią Wójta, nastąpił fakt
trzeci.
W
ostatni piątek poprzedzający Wielki Tydzień, jak co roku, wierni
miasteczka R. przeciągają tłumnie uliczkami w Drodze Krzyżowej.
Trasę i kolejne zmiany do niesienia Krzyża pomiędzy stacjami
wyznacza Proboszcz. Tym razem droga przeznaczona dla gminnej rady i
Wójta była dwakroć dłuższa niż dla innych, a stacja wypadła
naprzeciwko zlikwidowanego właśnie gimnazjum. Najbardziej
niezorientowanym obywatelom gminy jakby ktoś przetarł oczy.
Zmroziło wszystkich, ponieważ zdali sobie sprawę, że oto Wójt i
rada przekroczyli granicę pomiędzy sacrum i profanum.
Wiem
doskonale, że moja opowieść jest długa i nie każdy, jeśli nie
gustuje w polityce, ją przeczyta. Jednak
doprowadzę sprawę do końca.
Otóż szkoła podstawowa, do której
włączono gimnazjum ma za patrona Cypriana Godebskiego, natomiast
gimnazjum polecone było opiece bł. Stefana Prymasa
Wyszyńskiego. Władze gminy, dokonując fuzji szkół, nie zadbały o
uszanowanie patronatu bł. Prymasa i nic z tego, że
powstaje szkoła dwojga imion. Jest jeszcze gorzej: jak można równać
jednego z drugim?
Mieszkańcy
R. zastanawiają się teraz, jaką amunicją rozporządza Wójt. A on
się tylko uśmiecha.
Tekst
nadesłany przez KAJ'a, członka korespondenta.
_________________________________________________
Uwaga:
"zmieszane" uczucia Autora są zapewne związane z wizerunkiem Izraelitki, znalezionym
w sieci przez prezesa klubu, Rozpuszczalnika, a zamieszczonym w
50-tym numerze "Bieżących",
w
notatce pod z lekka prowokacyjnym tytułem "Gołąb pokoju obsrał
tomahawkami Syrię i... ONZ".
Moderatorka
Orinoko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.