O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Info z Zapiecka (6)



Szanowny Prezesie,

Przeczytałem ostatnie "Bieżące" i ze zmieszanymi uczuciami usiadłem do pisania ("zmieszanymi" - to nie błąd; byłem raczej zmieszany niż wstrząśnięty). 
Jak można, sam Prezesie powiedz, w sytuacji niżu demograficznego publikować zdjęcie damy, odstręczające młodzież męską od prokreacji. 

500+, dłuższe urlopy macierzyńskie, wielki wysiłek gmin budujących przedszkola, wszystko wniwecz, bo komuś się zachciało wyzłośliwić pod adresem Trumpa. Niechcący, jak sądzę, przyczyniasz się do depopulacji, która jest zmorą dla naszej pięknej ojczyzny.

Udajmy jednak, że tego zdjęcia nie ma - za to zwróć uwagę, mój drogi Prezesie, jak niezwykle plączą się losy tego świata z życiem w miasteczku R. Przewielebny Prałat, proboszcz największej parafii, osobistość władcza, okrągła i porywcza, zawarł dopiero co unię przeciw władzy świeckiej z Wielebnym proboszczem parafii sąsiedniej z tego samego dekanatu, człowiekiem uczonym, o delikatnym wejrzeniu, pięknym głosie i talencie do śpiewu. Mieszkańcy kręcą głowami, bo już czują, że wyniknie z tego tylko zamieszanie, a święta za pasem.

Sam widzisz, jak to jest - tam wojna i tu wojna. W Syrii Trump bombarduje Putina w starciu szlachetnych zasad z brutalną siłą o globalny prymat, a u nas Proboszcz następuje na Wójta z tych samych względów. I nie jest to zwykły spór o inwestyturę, jak ten, który tysiąc lat temu rozgrzewał Europę. Bo choć przeszłym i obecnym antagonistom przyświecają podobne cele, jego dzisiejsza istota jest znacznie bardziej skomplikowana. Tak bardzo, że zanim Wójt zorientował się w sytuacji, już był w defensywie.





Wojna o inwestyturę w miasteczku R.


Na wstępie pragnę zaznaczyć, że wojna w miasteczku R. wybuchła nie z powodu krwiożerczości uczestników. Przeciwnie, mieszkańcy R. to ludzie spokojni tak dalece, że reagują gniewem tylko wtedy, gdy ktoś naruszy ich spokój. A to niełatwe zadanie, ponieważ granicząc z wielkim miastem widzieli już niejedno i zdążyli się uodpornić na największe dziwactwa. Tym razem jednak, jak zwykle, zło przyszło z zewnątrz, chytrze ukryte w ustawie o reformie oświaty i podparte projektem ustawy o metropolii.

Po uchwaleniu przez radę gminy właściwych praw likwidujących gimnazjum poprzez wcielenie go do istniejącej szkoły podstawowej, Wójt w zupełnie innej sprawie zadzwonił do Proboszcza. Rozmowa trwała krótko. Jego Przewielebność oświadczyła, że nie czuje się na siłach, żeby uczestniczyć w tradycyjnym przedświątecznym spotkaniu, zwanym gdzie indziej śledzik, a w miejscowości R. jajeczko, i z tego powodu składać życzeń Wójtowi nie będzie. Trudno teraz jednoznacznie orzec, czy Wójt domyślił się w czym zawinił, czy nie; pewnym jest natomiast, że poczuł się nieswojo.





Zaraz potem grupa mieszkańców stale niezadowolonych zaczęła zbierać podpisy w sprawie odwołania Wójta i gminnej rady, pod wymyślonym pretekstem, jakoby oba te organy chciały włączyć gminę i miasteczko R. do pobliskiego wielkiego miasta. Łączę te dwa wydarzenia, ponieważ, jak donieśli ludzie zorientowani, trzyosobowy trzon opozycji zasiadać zaczął w pierwszych ławach kościoła parafialnego i wraz z trójcą nowo nawróconych oponentów odbywać rekolekcje u proboszcza. Teraz, gdy tajne stało się jawne i gdy wszyscy zastanawiali się nad odpowiedzią Wójta, nastąpił fakt trzeci.

W ostatni piątek poprzedzający Wielki Tydzień, jak co roku, wierni miasteczka R. przeciągają tłumnie uliczkami w Drodze Krzyżowej. Trasę i kolejne zmiany do niesienia Krzyża pomiędzy stacjami wyznacza Proboszcz. Tym razem droga przeznaczona dla gminnej rady i Wójta była dwakroć dłuższa niż dla innych, a stacja wypadła naprzeciwko zlikwidowanego właśnie gimnazjum. Najbardziej niezorientowanym obywatelom gminy jakby ktoś przetarł oczy. Zmroziło wszystkich, ponieważ zdali sobie sprawę, że oto Wójt i rada przekroczyli granicę pomiędzy sacrum i profanum.

Wiem doskonale, że moja opowieść jest długa i nie każdy, jeśli nie gustuje w polityce, ją przeczyta. Jednak doprowadzę sprawę do końca. 

Otóż szkoła podstawowa, do której włączono gimnazjum ma za patrona Cypriana Godebskiego, natomiast gimnazjum polecone było opiece bł. Stefana Prymasa Wyszyńskiego. Władze gminy, dokonując fuzji szkół, nie zadbały o uszanowanie patronatu bł. Prymasa i nic z tego, że powstaje szkoła dwojga imion. Jest jeszcze gorzej: jak można równać jednego z drugim?

Mieszkańcy R. zastanawiają się teraz, jaką amunicją rozporządza Wójt. A on się tylko uśmiecha.




Tekst nadesłany przez KAJ'a, członka korespondenta.
_________________________________________________

Uwaga: "zmieszane" uczucia Autora są zapewne związane z wizerunkiem Izraelitki, znalezionym w sieci przez prezesa klubu, Rozpuszczalnika, a zamieszczonym w 50-tym numerze "Bieżących", w notatce pod z lekka prowokacyjnym tytułem "Gołąb pokoju obsrał tomahawkami Syrię i... ONZ".


Moderatorka Orinoko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.