O blogu

Klub Kolonialny Papugi Orinoko - w tej nazwie wszystko jest prawdziwe:

- Klub jest wirtualnym klubem wymiany rzeczywistych poglądów,
- K
olonialny stanowi egzotyczne decorum, które powinno Czytelnika zaciekawić, sprowadzić i, why not, uwieść,
- Papuga Orinoko istnieje naprawdę i można ją spotkać na blogu "Z frontu walki z reakcją i Redakcją",

sobota, 16 maja 2015

O czymże pisać przechodząc grypę w czasie wyborów?




Już nawet bardzo małe dziecko wie, że zwycięży Duda. To wiadomość pewna. Uzyskana od przeciwników Dudy. Nie powiedział mi nikt tego wprost: "Panie Jacku, zwycięży Duda", za to widząc mnie bardzo bliski znajomy zwiesił nos na kwintę. Nie sprawiło mi to satysfakcji. Nawet żal mi się zrobiło Komorowskiego, że ma marnych popleczników i zacząłem podrzucać argumenty.
- Bardziej doświadczony! - Powiedziałem a on spojrzał ironicznie.
- Jak będziesz w moim wieku - powiedział trochę się pusząc, bo jest o dwa lata starszy - to zyskasz takie doświadczenie, że używając nawet ograniczonych środków możesz zdziałać wiele, bardzo wiele, ale... - zawiesił głos, machnął ręką i zamilkł. Na jego wrażliwej twarzy intelektualisty rozbłysło coś w rodzaju autoironii.
Nie dociekałem, czego nie powiedział, bo znam go od lat i w niektórych sprawach nadal komunikujemy się bez słów. Jak on opuściłem wzrok i spojrzałem smętnie. Część mojej litości do Komorowskiego przeniosłem na przyjaciela.
- No, ale - niezgodnie z zasadami poprawności językowej ponownie rozpocząłem przerwaną rozmowę - wspomniałeś, przy okazji, o ograniczonych środkach. Komorowski miał do swojego użytku ledwo sto siedemdziesiąt milionów. Tyle, to nawet na jedno pendolino nie starczy, nie mówiąc o śmigłowcach dla armii. Jak za nędzne sto siedemdziesiąt milionów uszczęśliwić trzydziestoośmio milionowy naród?
Spodziewałem się, co mi odpowie, ale tym razem zaskoczył mnie płaskim populizmem, o który nigdy go nie podejrzewałem.
- Przelicz te kwoty - powiedział stentorowym głosem - na przyprawy w barach mlecznych. Wyjdzie ci czterdzieści wagonów pieprzu, dwa ziela angielskiego i jeden gałki muszkatołowej.
.
Tu go bolało. Niedawno przyjaciela opuściła nowa żona. Bardzo przyzwoita kobieta, młodsza od niego o połowę, za to, wyglądająca też na połowę swoich lat. Jej wygląd zmylił nawet pana Zenka doskonałego kelnera i współwłaściciela pizzerii Picanto, kiedy odbierał zamówienie od naszego stolika. Jak później wyznał, był to jedyny taki błąd w jego karierze. Na pytanie zadane przyjacielowi, czy wnuczce też podać wino, on zbladł, panie, moja żona i jej przyjaciółka, pozieleniały, zaś nowa małżonka tylko wyprostowała plecy i poruszyła lubieżnie biodrami. Wyręczyłem go wtedy i wyraziłem zgodę na wino.

Zawału dostał wcale nie w łóżku, jak to jest w dobrym tonie wśród Włochów, czy w biurze podczas podejmowania trudnych decyzji, jak to jest przyjęte wśród Amerykanów, ale w siłowni podnosząc po raz czterdziesty, czterdziestokilogramową sztangę. Taki był początek jego nieszczęść, bowiem zaraz przestał być prezesem spółki sprowadzającej przyprawy i przeszedł na rentę, żona zaś przeszła pod nowego prezesa, który był znacznie młodszy i szanował jej doświadczenie sekretarki prezesa. Przyjaciel zaś bardziej rentier niż rencista zaczął stołować się w pobliskim barze mlecznym, nie z ubóstwa, broń Boże, ale z zamiłowania do serwowanych tam potraw, które przypominały mu kuchnię pierwszej żony.

Dlatego, oświadczam z całym przekonaniem, że wszelkie opinie sugerujące zemstę mojego przyjaciela na firmie, której był prezesem, za wylanie go z pracy i przejęcie małżonki, spowodowanie strat w spółce, poprzez odcięcie barów mlecznych od przypraw, dzięki jego wpływom w ministerstwie finansów, są bezpodstawnymi insynuacjami i noszą charakter oszczerstwa. Przeciwnie, dzięki znajomościom w sferach rządowych, których mój przyjaciel nigdy się nie wypierał, minister finansów zmienił rozporządzenie i teraz w jego barze solą i pieprzą, jak dawniej.

- Tu już się czepiasz - sprzeciwiłem się niedopowiedzianemu zarzutowi. - Co prezydent może w ministerstwie finansów?
- A może znacznie więcej niż ci się wydaje. - Spojrzał na mnie spod oka, poprawił się w fotelu.Wiedziałem, że zaraz rozpocznie krótki wykład. Lubiłem ich słuchać. - Otóż prezydent dowiedziawszy się o trudnej sytuacji w barach mógł wezwać premiera i zażądać aby on wpłynął na swojego ministra, a ten pod presją dymisji zmieniłby rozporządzenie w mgnieniu oka. Gdyby ta droga zawiodła - przyjaciel ściszył głos -  mógł, w każdej chwili zwrócić się do swoich znajomych z WSI, na marginesie dodam, są mu sporo winni, którzy rozporządzają znacznie większym wachlarzem nacisków, niż ci się wydaje, a oni zmieniliby rozporządzenie w takim trybie, że nawet minister finansów nic by o tym nie wiedział.
Z dezaprobatą pokręciłem głową.
- Prezydent powiązany z nieformalnymi strukturami, to nie do przyjęcia.
- Mówisz jak dziecko - uśmiechnął się przyjaciel - w najważniejszych sprawach do przyjęcia. Amerykanie lądując na Sycylii korzystali z usług Mafii.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.